Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
-Zaczekaj! Przecież nie możesz iść w taki deszcz! Podwiozę cię- proponuję
Offline
Zastanawiam się chwilę. Jeśli pójdę na piechotę to przemoknę do suchej nitki. Chcę się zgodzić na jego propozycję ale nie wydaje się ona odpowiednia. To mój nauczyciel...
- Nie chcę przeszkadzać. - zakładam kosmyki włosów za ucho.
Może nie płaczę, ale to boli. Może nie mówię, ale czuję. Może nie pokazuję, ale mi zależy...
Offline
- Absolutnie nie akceptuję możliwości, że będziesz szła w tym deszczu, kiedy mogę cię podwieźć! - uśmiecham się dla rozluźnienia atmosfery.
Offline
Wzdycham. Myśl o tym, że mam iść w ten deszcz...
- Dobrze. Bardzo dziękuję. - wypożyczamy książki i kierujemy się do wyjścia.
Może nie płaczę, ale to boli. Może nie mówię, ale czuję. Może nie pokazuję, ale mi zależy...
Offline
-Nie mam parasola... Chyba będziemy musieli przebiec ten kawałek...- patrzę przepraszająco na Susan.
Offline
Uśmiecham się do pana Crossa.
- Nic nie szkodzi. - chowam książki pod kurtkę. - Zmoknę i tak mniej niż jak bym miała wracać pieszo. - śmieję się. Czuję się przy nim... Inaczej. Swobodniej. Dlaczego?
Marszczę brwi.
Może nie płaczę, ale to boli. Może nie mówię, ale czuję. Może nie pokazuję, ale mi zależy...
Offline
Łapię Susan za rękę. Ulewa jest naprawdę mocna.
- Na trzy. Jeden... dwa... trzy! - puszczam się biegiem, ciągnąc za sobą dziewczynę.
Offline
Kiedy tylko łapie moją rękę przeszywa mnie dreszcz. Lecz nie jestem w stanie zdążyć się nad tym zastanowić ponieważ wbiegamy w ulewę i momentalnie czuję jak zimne krople deszczu przesiąkają moje ubrania. Pan Cross zatrzymuje się przy samochodzie i szybko otwiera mi drzwi. Wsiadam, a chwile później i on jest już na miejscu. Odgarniam z twarzy mokre włosy.
- Jejku. Strasznie leję.
Może nie płaczę, ale to boli. Może nie mówię, ale czuję. Może nie pokazuję, ale mi zależy...
Offline
-Proszę- podaję jej koc, który zawsze wożę ze sobą. - Na potrzeby zaistnialej sytuacji może zostać Tymczasowym Ręcznikiem.- zaczynam się głośno śmiać.
Offline
Uśmiecham się z wdzięcznością i biorę koc. Delikatnie wycieram włosy po czym zdejmuję przemoczoną kurtkę i bluzę. Pocieram zmarznięte ramiona i okrywam się kocem.
- Dziękuję. Na prawdę. Nie wiem jak się panu za to odwdzięczę.
Może nie płaczę, ale to boli. Może nie mówię, ale czuję. Może nie pokazuję, ale mi zależy...
Offline
-Ależ, nie ma za co.- uśmiecham się- W ramach podziękowania możesz pojechać ze mną na ciastko. - wiem, że ryzykuję, ale staram się tego po sobie nie okazywać.
Offline
Znów się rumienię. Co się ze mną dzieje!? Odwracam głowę i patrzę przez okno aby to ukryć.
- Z przyjemnością ale... Jestem cała mokra... - mruczę, drapiąc się po karku i stwierdzam po chwili, że musiało to brzmieć baardzo głupio. - Znaczy, muszę się przebrać. - poprawiam się szybko.
Może nie płaczę, ale to boli. Może nie mówię, ale czuję. Może nie pokazuję, ale mi zależy...
Offline
-To mogę cię powieść do domu, a potem zabrać na ciastko, nie ma problemu
Offline
Zanim zdążę się dobrze zastanowić odpowiadam.
- To dobry pomysł. - w duchu karcę się za to ale nie mogłam się powstrzymać. Pan Cross... Biorę głęboki oddech kiedy samochód rusza. Podaję mu mój adres i usadzam się wygodnie na fotelu opierając głowę o szybę. Zamykam powieki.
Może nie płaczę, ale to boli. Może nie mówię, ale czuję. Może nie pokazuję, ale mi zależy...
Offline
Odwożę Susan pod sam dom.
-Hej, wstawaj- szepczę do dziewczyny.- Tylko obiecaj, że wrócisz! - wołam na koniec
Offline
Wybudza mnie jego głos. Kiwam tylko głową i biegiem kieruję się do domu. Od wejścia zostaję obrzucona ręcznikiem i nic nie widzę.
- Zmokłaś, słoneczko. Boję się, że się przeziębisz. - mówi, a w jej głosie słyszę niepokój.
- Nie przejmuj się babciu. Nic mi nie będzie. - zdejmuję ręcznik z głowy i wchodzę po schodach na górę.
Szybko zrzucam z siebie przemoczone rzeczy i zakładam nowe. Ciemne rurki i zwykła biała koszulka z trzy-czwartym rękawem. Na to zarzucam trochę za dużą szarą bluzę.
Schodzę na dół, zakładam adidasy i płaszcz bo kurtka kompletnie się nie nadaje.
- Nie uczesałam się. - mruczę biegnąc do łazienki.
- Wychodzisz? - słyszę pukanie do drzwi łazienki i głos babci.
- Taak. - zastanawiam się jak jej to powiedzieć. "Babciu, idę na ciastko i może gorącą czekoladę z moim nauczycielem angielskiego który jest również moim wychowawcą. Poznałaś go na zebraniu." Zdecydowanie nie. Postanawiam więc nic jej nie mówić.
Wychodzę z łazienki i z powrotem zakładam płaszcz.
- Niedługo wrócę. - łapię parasolkę i wychodzę. Deszcz powoli słabnie. Wchodzę do samochodu i zapinam pas. I wtedy dopadają mnie wątpliwości. Czy na pewno dobrze robię? Biorę głęboki oddech aby nie spanikować. Nie robię nic złego... To tylko ciastko. - Przepraszam, że tak długo.
Może nie płaczę, ale to boli. Może nie mówię, ale czuję. Może nie pokazuję, ale mi zależy...
Offline
-Nic się nie stało. Mam wrażenie, że cały czas mnie za coś przepraszasz. - uśmiecham się.- W mieście jest świetna kawiarnia. Mają tam najlepsze ciastka jagodowe na świecie. I pyszną gorącą czekoladę. To co, jedziemy?
Dziewczyna kiwa głową a ja odpalam auto. Na początku jedziemy w ciszy. Patrzę na jej piękne duże oczy. Dlaczego ona musi być moją uczennicą?
Offline
Bawię się nawijając kosmyki włosów na palec.
- Uczył pan gdzieś wcześniej? W jakiejś innej szkole? - pytam i dziwie się sama sobie. Zazwyczaj unikam rozmów, wolę siedzieć w ciszy ale nie tym razem.
Może nie płaczę, ale to boli. Może nie mówię, ale czuję. Może nie pokazuję, ale mi zależy...
Offline
-Mam dopiero 28 lat, nie uczyłem nigdzie wcześniej. Zacząłem studiować, gdy miałem 19 lat, po collegu przez rok podróżowałem po świecie i pisałem bloga. Gdy wróciłem do Ameryki, znalazłem pracę tutaj i od dwóch lat uczę angielskiego.- odpowiadam. - I poza szkołą możesz do mnie mówić Lucas, nie jestem w końcu aż taki stary.
Offline
Odgarnęłam włosy z twarzy na którą wypłynęły rumieńce.
- Lucas... - powtarzam jego imię prawie bezgłośnie i próbuje ukryć uśmiech. - Nie nie jest pa... Nie jesteś. - szybko się poprawiam.
Może nie płaczę, ale to boli. Może nie mówię, ale czuję. Może nie pokazuję, ale mi zależy...
Offline
-To co, lubisz gorącą czekoladę?- pytam Susan, a uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Moje imię brzmi tak pięknie, kiedy ona je wymawia...
Offline
- Uwielbiam. - uśmiecham się, a Lucas zatrzymuje samochód pod kawiarnią. Deszcz nadal pada lecz już nie tak intensywnie. Odpinam pas, zaciągam kaptur na głowę i wychodzę z samochodu. Rozkładam parasolkę, którą Lucas wyciąga z mojej ręki i podnosi ją wyżej przez co oboje możemy się pod nią schować.
Może nie płaczę, ale to boli. Może nie mówię, ale czuję. Może nie pokazuję, ale mi zależy...
Offline
Otwieram drzwi do kawiarni. Od wejścia czuję juz zapach wiśni i wanilii. Zawsze ten sam. Uśmiecham się mimowolnie i prowadzę Susan po schodkach na niższe piętro. Odsuwam przed nią krzesło przy moim ulubionym stoliku.
-Madame- śmieję się.
Offline
Delikatnie opadam na krzesło i opieram łokcie o stół.
- Dziękuję. - dokładnie obserwuję każdy jego ruch, a kiedy siada nasze spojrzenia się spotykają. Nie potrafię określić co się kryje w jego cudownych oczach.
Może nie płaczę, ale to boli. Może nie mówię, ale czuję. Może nie pokazuję, ale mi zależy...
Offline
Siedzimy i po prostu patrzymy sobie w oczy. Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? Dlaczego wiek potrafi stworzyc taką barierę? Dlaczego nauczyciel nie może kochać uczennicy? Dlaczego muszę czuć to co czuję?
Offline