Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Harmony! - Wołam za nią.
Dziewczyna odwraca się i patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
Podchodzę do niej i całuję ją szybko.
- Zawsze cię kochałem - mówię i pozwalam jej odejść w stronę pałacu.
So I sit and smoke on my own, think about you baby, are you feeling alone?
Cause I die just thinking that you'll forget, but I guess you won't.
Offline
Szybko wymykam się do lasu. Zakładam na głowę kaptur i mocno naciągam go na czoło, by nikt mnie nie rozpoznał.
Kawałek przebiegam. W uszach mam słuchawki, a muzyka nadaje rytm mojemu biegowi. Szybko przemykam między drzewami, aż do wyznaczonego miejsca. Zatrzymuję się. Ręce zaczynają mi się pocić. Boję się, że tusz na kartce, którą ściskam w dłoni, może się rozmazać.
- Kim jesteś?
Szybko odwracam się na dźwięk głosu za sobą.
Przede mną stoi dość wysoki chłopak, chyba w wieku Jaya, niezbyt umięśniony. Ma roztargane przez wiatr, blond włosy i ciemne oczy. Ubrany jest dosyć biednie, ale zauważam na jego szyi rzemyk z Gwiazdą Północy.
To on.
Nie zdejmując z głowy kaptura, zwracam się do niego.
- Vixen. Chyba przyszłam się tu spotkać z tobą.
Chłopak śmieje się. Zaczynam się rozluźniać. Może nie będzie tak źle?
- Serio? Vixen? Już nie mogli wymyślić lepszego pseudonimu? - Troszkę poważnieje, ale nie bardzo. - Tak, czekasz na mnie. Po prostu musiałem ci powiedzieć, jak głupio to brzmi.
Uśmiecham się pod kapturem.
- Nie moja wina, że wszyscy tutaj są fanami DC Comics.
- Dobra. Już się nie odzywam. - Chyba zauważa, że się nad czymś zastanawiam i zaczyna się śmiać. - Mnie nazwali Nightcrawler.
Nie mogę powstrzymać śmiechu.
- X-Men? - Pytam, a on kiwa głową w odpowiedzi. - O nie. Nie wierzę.
Oboje się śmiejemy.
- Nie masz w planach pokazać twarzy? - Pyta.
- Jeśli ktokolwiek się dowie, kim jestem, będzie naprawdę źle - mówię do niego. - Może kiedyś.
Chłopak uśmiecha się, ale naraz poważnieje.
- Podobno masz mi coś do przekazania - stwierdza.
Kiwam głową i wyciągam rękę. Nightcrawler, jakkolwiek głupio brzmi jego pseudonim, przyjmuje karteczkę.
- Przekaż swoim dowódcom, że źle się do tego zabieracie - mówię. - Muszę uciekać.
- Cześć, Vixen - mówi chłopak, nadal rozbawiony moim nowym imieniem.
Macham do niego i idę w stronę pałacu.
So you can throw me to the wolves
Tomorrow I will come back
Leader of the whole pack
Offline
Spaceruję po lesie, zastanawiając co mam dalej zrobić z swoim życiem. Czuję pewnego rodzaju wolność.Nie muszę się już tak bardzo ukrywać. Max i Ollie już wiedzą więc jest mi zdecydowanie lżej na sercu. Przysiadłam na kamieniu i wtuliłam w ukochaną bluzę którą nareszcie odzyskałam.
Offline
Ethan musiał porozmawiać ze swoimi rodzicami więc postanowiłam iść na spacer do lasu.
po jakimś czasie zauważyłam znajomą postać... chwila... nie... to nie możliwe...
-Thea? -pytam nie pewnie.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
Słyszę znajomy głos, wiedziałam że jestem za blisko pałacu. I jak tu jej się teraz pokazać aby zawału nie dostała. - Cześć Bell.- mówię cicho, prawie szeptem, siedząc do niej plecami.
Offline
Uśmiecham się. Podbiegam do niej.
-Boże...- przytulam ją.- Jak?
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Nie pytaj, długa historia.-kręcę głową.- Ale nie nikomu nie mów nawet Blasz...znaczy się Ethanowi, tylko Max i Ollie wiedzą i tak ma zostać.- uśmiecham się delikatnie.
Offline
-Obiecuję...- siadam koło niej.- Domyślam się, że tamta akcja, że umarłaś była dla tego, że byłaś w ciąży...- bawię się swoimi palcami.- Jak to jest?- pytam cicho.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Dobrze się domyślasz, Casiel jest moim synkiem.- uśmiecham się ciepło.- Jak to jest co?
Offline
Spojrzałam na nią.
-Casiel jest słodki.- Uśmiecham się ciepło.
-Chodzi mi o ciążę... - rumienie się.- Trochę się boję.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Cas jest straasznie podobny do ojca- roześmiałam się po czym spoważniałam.- Jesteś w ciąży?! Kiedy? Z kim? Czeekaj zaraz z Ethanem?- zadaję mnóstwo pytań, zdecydowanie duużo się wydarzyło.
Offline
Śmieje się.
-Spokojnie. Jestem w ciąży od kilku tygodni... i Ethan będzie ojcem.- robię się czerwona... bawię się swoimi palcami.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Zaraz moment, ty masz teraz tyle lat ja miałam jak zaszłam w ciążę? Widzę że w waszej rodzinie posiadanie w dzieci w młodym wieku jest dziedziczne.- roześmiałam się, boże jak ja dawno nie żartowałam i nie rozmawiałam z kimś na luzie.- Na poranne nudności jedz solone krakersy serio pomagają.- uśmiechnęłam się.
Offline
-Jeżeli dobrze liczę to jestem rok starsza...- śmieje się.- Dzięki za radę. Mam nadzieję, że ojciec zaakceptuje Ethana...- posmutniałam.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
Westchnął i spojrzałam w dół.- Umm twój ojciec jest specyficznym człowiekiem.- momentalnie posmutniałam trochę.- Ale Ethan ma to szczęście że jest księciem, a nie rebeliantem.
Offline
-Nie widziałaś jak zareagował... on go nienawidzi... Ciebie by zaakceptował.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Nie sądzę, raczej nie. A ty na jego miejscu zaakceptowałabyś rebeliantkę która jest lub była w ciąży z twoim pierworodnym synem który jest przyszłym władcą tego kraju?- zapytałam pozbawiona złudzeń patrząc w niebo.
Offline
-Nie zrobił Maxowi afery za to... Więc myślę, że tak.- Wstałam i podeszłam do drzewa.- Przez drzewa nie widać nieba... Niedługo chyba powinien być zachód. - zaczyna się wspinać.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Nie radzę ci się wspinać, w ciąży łatwo może ci się zakręcić w głowie, stracisz równowagę i spadniesz. Wiem coś o tym.- stwierdziłam z delikatnym uśmiechem.
Offline
-Uwierz mi... nic mi nie będzie. Idziesz?- jestem już w połowie.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Wolę tu zostać i cię jakoś łapać jak będziesz lecieć. Nie jesteś zbyt ciężka no nie?- Roześmiałam się.
Offline
-ślicznie...- szepcze.- Żałuj, że cię tu nie ma.- mówię głośniej aby mnie usłyszała.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Okej pooglądałaś sobie zachód słońca, a teraz złaź bo serio ci się coś stanie i będę musiała cię przez cały pałac prowadzić do skrzydła szpitalnego.- westchnęłam krzyżując ręce na piersi.
Offline
Przewraca oczami.
-Dobrze mamo.- śmieje się i schodze.
"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
Offline
- Pff- prycham- Przypominam, że jestem niewiele starsza a sama w twoim wieku też robiłam różne rzeczy.... niektóre nie koniecznie mądre.
Offline