Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Nie wiem czy lepiej, nigdy nie miałam współlokatora bo jeśli chodzi o kwestie finansowe to niczego mi nie brakuję. Dodanie tego ogłoszenia to była spontaniczna decyzja.- wzdycham.- Dobra podaj trzy sensowne argumenty czemu mam cię przyjąć.
My name is Juliett Falls and I am the blondest women alive. To the outside world I'm an ordinary nurse, but secretly, with the help of my friends in Agency, I use my blonde hair to fight crimes and find other metahumans like me. I didn’t hunt anyone, but in doing so, I opened up my blonde hair to new threats. And i'm the only one blonde enough to stop them. I am.. CURARIE.
Offline
Trzy sensowne? Bo jestem przystojny, bo mam poczucie humoru, bo jestem wspaniały.
- To chyba nie ma sensu - westchnąłem zrezygnowany. - Przepraszam i... dziękuję.
To się ośmieszyłeś James. Pora na piwo. Wychodzę z kawiarnio-biblioteki i kieruję się w stronę baru. Nie chcę patrzeć na minę Juliett.
Cool breeze on my face, it makes me stop and think -
The only brolly that's in sight, is the mini one that's in my drink.
Offline
Od rana suszy mnie niemiłosiernie.
Moje wczorajsze upicie nie było dobrym pomysłem. Mam nadzieję, że Corrin nie będzie tego rozpamiętywać. Będę musiał podziękować Jordanowi za to, że się nią zajęli. To było skrajnie nieodpowiedzialne z mojej strony.
A Calliope? Jak mogłem pozwolić, by zobaczyła mnie w takim stanie? W prawdzie po wszystkim mówiła, że naprawdę nie ma żadnego problemu, ale nadal czuję się jak śmieć. Powinienem był myśleć.
W końcu decyduję się iść do kawiarni. Znajduję na półce „Wielki Marsz” Stephena Kinga i zajmuję sam cały dwuosobowy stolik. Piosenka w słuchawkach zmienia mi się na „Read my mind” od The Killers.
Jedna z baristek przynosi mi zamówioną wcześniej czarną kawę. Dobrze. Już myślałem, że będę musiał się nadal męczyć. Zaczynam mieszać kawę, nie przestając czytać książki.
– The good old days, the honest man, the restless heart, the Promised Land, a subtle kiss that no one sees – słyszę nad swoją głową, jak ktoś śpiewa.
Unoszę wzrok, ale nie jestem przygotowany na to, co widzę. Rude włosy. Czyste, niebieskie oczy. Jasna cera.
– Co ty tutaj robisz, Anno? – Pytam, wyjmując z ucha słuchawkę.
– Nadal słuchasz The Killers? – Pyta pogodnie, jak gdyby nigdy nic. Odsuwa krzesło po drugiej stronie stolika i siada. – W ogóle się nie zmieniasz, Eli.
Przyglądam się jej podejrzliwie. Co tu się dzieje?
– Pytałem o coś – mówię bez cienia radości.
Kobieta zasłania sobie usta dłonią.
– Och, przepraszam cię! – Śmieje się perliście. – Zapomniałam odpowiedzieć. Przyjechałam po resztę moich rzeczy. Wracam do Star City.
Powracam spojrzeniem do książki.
– Więc idź po rzeczy i wyjedź – odpowiadam sucho.
Anna milczy przez chwilę.
– Prosiłam cię przecież, żebyś nie był zły. Wytłumaczyłam się – mówi cicho.
Znowu podnoszę wzrok i przyglądam się jej zszokowany. Słucham? Czy ona w ogóle słyszy, co mówi?
– „Wytłumaczyłaś się”? – Pytam z niedowierzaniem. – Tę karteczkę w naszym wspólnym mieszkaniu, które opuściłaś bez słowa w dzień naszego ślubu, nazywasz „wytłumaczeniem”?
Ona tylko odwraca wzrok.
– Eli… - zaczyna, ale przerywam jej.
– Żadne „Eli”, Anna. – Zatrzaskują książkę i kładę ją niemalże z hukiem na stół. Ludzie przyglądają się nam zaciekawieni, ale ja nie zwracam na nich uwagi. Jedynie co, to ściszam lekko głos. – Czy ty w ogóle myślałaś nad tym, co ja przeżywałem przez te sześć lat? W ogóle ciebie to obchodziło?
Wydaje się nieco zaskoczona, ale zaraz przestaje tak wyglądać.
– Obchodziło mnie – mówi smutnym głosem, po czym dodaje jeszcze ciszej. – Ciągle żałowałam tej decyzji.
Marszczę czoło. Czy ja dobrze usłyszałem, czy mi się zdawało?
– Żałowałaś?
Anna kiwa głową.
– Nie układa mi się z Carterem. Już od dłuższego czasu.
Unoszę jedną brew.
– Co to? Czyżby kłopoty w raju? – Pytam nieco ironicznie.
Dziewczyna odwraca wzrok. Bierze głęboki oddech.
– Problemem jesteś ty, Elijah.
Z zaskoczenia niemalże upuszczam filiżankę kawy. Patrzę na nią zszokowany i kompletnie nie wiem, co mam powiedzieć. Jak powinienem się zachować?
– Ja? – Udaje mi się wykrztusić, gdy już przełykam łyka napoju.
Anna kiwa głową po raz kolejny.
– Ja… tęsknię za tobą – mówi cicho. – Od początku nam nie wychodziło i teraz wiem, dlaczego. Bo ciągle się zastanawiałam, jak to by było z tobą. Co by było, gdybym wtedy nie uciekła.
Kręcę głową i opieram się na krześle, by być dalej od niej.
– Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz.
Patrzy mi prosto w oczy.
– Po prostu do mnie wróć. Zacznijmy od nowa.
To już kompletnie zbija mnie z tropu.
Sześć i pół roku temu wyjechała, zostawiła mnie jak stare ubranie, zmięte i potargane, kompletnie wyniszczone. Opuściła mnie bez wypowiedzenia choćby słowa wyjaśnienia, jakbym nie był tego wart, a teraz chce, żebym do niej wrócił?
– Nie wiem, czego się po mnie spodziewałaś, ale źle myślałaś – warczę i wracam do książki.
Czytam kilka zdań, a ona milczy. Wyczuwam w tej ciszy coś dziwnego.
– Ty kogoś masz, prawda? Dlatego powiedziałeś o sześciu latach, a nie o sześciu i pół, tak? – Pyta. Czuję nutkę zaskoczenia w tym pytaniu.
Odkładam książkę i przymrużam oczy.
– Nawet jeśli, to nie powinno cię to obchodzić – stwierdzam sucho.
Anna łapie moją dłoń ubraną w rękawiczkę i spogląda na nią.
– Czy ona… wie? – Pyta.
Odsuwam szybko rękę z odrazą. Waham się.
– Jeszcze nie wie – odpowiadam krótko.
W jednym momencie mina Anny się zmienia. Uśmiecha się złośliwie i krzyżuje przed sobą ręce. Tak jak podejrzewałem, to urocze zachowanie było udawane, by mogła mnie przekonać.
– Nie masz szans. Gdy się o wszystkim dowie, ucieknie od ciebie zanim zdążysz powiedzieć „Hyper Frost”. – Śmieje się zimno. – To przekleństwo. Znalazłeś kobietę jak ja, która potrafiła to zaakceptować. Zostawisz to dla kogoś, kto nie jest pewny?
Patrzę na nią z politowaniem.
– Zdecydowanie tak. Tak jak ty zostawiłaś mnie dla Cartera. – Zbieram swoje rzeczy. – A tak poza tym, widać, że jej nie znasz, skoro mówisz o niej takie rzeczy.
Anna kręci głową.
– Może to ty jej nie znasz? Jaką masz gwarancję, że cię nie oleje, gdy pozna prawdę? – Pyta.
Chowam wszystko do torby. Nachylam się nad nią. Nasze twarze są tak blisko, jak nie były od ponad sześciu lat.
– Taką, że nie jest tobą – mówię zdecydowanym tonem.
Odsuwam się od niej, gdy tylko wypowiadam to zdanie i wychodzę z kawiarni, zostawiając ją z wyrazem zaskoczenia i rozczarowania na twarzy.
In the night I hear them talk the coldest story ever told
Somewhere far along this road he lost his soul to a woman so heartless
Offline
Podaję ostatnią kawę i wracam do pomieszczenia socjalnego. Zdejmuję fartuch i łapię za moją torbę. Jak zawsze wyciągam telefon i sprawdzam godzinę. Tylko, że tym razem, jest tam jeszcze powiadomienie o smsie.
Mogłabyś się czasem odezwać.
J.
Czuję się, jakby czas się zatrzymał. Nie jestem na to gotowa.
Szybko wrzucam telefon do torby i idę do mieszkania.
It is in herself.
She will find the strength she needs.
Offline
Zamawiam kawę z mlekiem i cukrem i siadam przy stoliku.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Calliope, jedna kawa z mlekiem i cukrem! - Woła do mnie Mary, która stoi na kasie.
- Mhm - odpowiadam i zabieram się za robienie kawy. Zaparzam ją i robię na piance kwiatowy wzór.
Poprawiam mój czarny fartuch i idę w stronę stolika, który wskazuje mi Mary. Gdy widzę, kto przy nim siedzi, marszczę brwi.
- Kogo ja widzę. Briss? - Mówię i stawiam przed nią kawę.
It is in herself.
She will find the strength she needs.
Offline
Podnoszę wzrok.
- Callopie. - patrzę na nią trochę zaskoczona. - Pracujesz tu? - pytam zerkając na wzór na kawie.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Jakoś muszę zarabiać. - Wzruszam ramionami. - Co tu robisz? Nie widuję cię zazwyczaj w tej okolicy.
It is in herself.
She will find the strength she needs.
Offline
Nadal nie podnoszę wzroku.
- Ostatnio jakoś tak sobie chodzę tam i tu... - mówię powoli i wzdycham.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Unoszę jedną brew.
- Co ty taka miła jesteś?
It is in herself.
She will find the strength she needs.
Offline
- Nie musisz pracować? - pytam wymijająco.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Spoglądam do tyłu, a Mary kiwa głową.
- Muszę. Ale jednocześnie nie muszę. - Wzruszam ramionami.
It is in herself.
She will find the strength she needs.
Offline
Biorę łyk ciepłego napoju.
- Po prostu jestem zmęczona. - mówię w końcu.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Przewracam oczami.
- Zazwyczaj jesteś zmęczona. - Siadam na drugim krześle i wyciągam nogi przed siebie, opierając się o oparcie.
It is in herself.
She will find the strength she needs.
Offline
- Chcesz czegoś konkretnego ode mnie? - unoszę pytająco brew.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Nie. - Nadal siedzę i kiwam na boki stopami. - Za to ty coś ukrywasz. A wiesz, że potrafię sama się dowiedzieć, co.
It is in herself.
She will find the strength she needs.
Offline
- Nie waż się. - mówię ale po chwili wiem, że jedynie nasili się jej ciekawość.
Jęczę w duchu.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Możesz temu zapobiec, mówiąc mi tylko to, co możesz wydać - mówię.
It is in herself.
She will find the strength she needs.
Offline
- Nic nie chcę. - biorę kolejnego łyka kawy i odkładam filiżankę z powrotem na spodek. Mind nie spuszcza ze mnie spojrzenia.
Nie chcę aby zaglądała do mojej głowy... Nie chcę aby wiedziała o Alaine, a tym bardziej nie chcę aby wiedziała o moich mocach.
Cholera. Klnę w myślach.
- Pamiętasz blondyna z balu? - mówię po długiej chwili ciszy.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Alaina. No pamiętam. Coś z nim?
It is in herself.
She will find the strength she needs.
Offline
- Nic. - mruczę. - Już nic.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Przewracam oczami.
- A tak dobrze się zapowiadało. Wiesz, dla mnie dzień bez używania mocy jest o wiele lepszy. Ale skoro muszę... - Unoszę brwi.
It is in herself.
She will find the strength she needs.
Offline
- Szantażystka. - burczę. - W sumie to dobrze. - przewracam oczami. Odgarniam włosy z ramion na plecy. - Polubiłam go. - mówiąc to krzywię się. - Zadowolona?
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Marszczę brwi.
- Z czego? Poza tym... czy to coś złego?
It is in herself.
She will find the strength she needs.
Offline
- Z odpowiedzi.
Nie zaglądaj do mojej głowy.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline