Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Ziewam i przeciągam się. Przydała by się jakaś kawa...
- No idź spać, księżniczko bo jutro nie wstaniesz. - śmieje się ze mnie Matt.
- Księżniczki chodzą spać kiedy chcą. - odgryzam się.
- Ale nie małe księżniczki. - mówi i wstaje z ziemi. - Koniec oglądania.
Patrzę na niego podirytowana. Czemu ciągle uważa, że jestem małym dzieckiem?
- Pozwalam ci się oddalić. - mówię zarozumiałym tonem i kiwam na niego dłonią. - Księżniczka jest z ciebie na razie zadowolona. Znaj jej dobroć.
Matt wybucha nieopanowanym śmiechem, a ja rzucam w niego poduszką.
- Ciołek!
- Królewna!
- A może już niedługo królowa. - mówię z pewnością siebie. - Zobaczysz. Już niedługo.
- Matka zejdzie na zawał jak zobaczy się dostaniesz. Zaraz. Nie jak tylko jeśli. - gdy to mówi ja piorunuje go wzrokiem.
- Czyżbyś coś sugerował, niewdzięczny bracie? - pytam i przewracam oczami.
- Nie,nie,nie. - ponosi ręce w geście poddania i udaje wystraszonego. - Oczywiście, że nie. Nie chcę narażać na gniew, Waszej - Matt wykonuje głęboki ukłon. - Wysokości.
Tym razem to ja wybucham śmiechem i zaczynam klaskać w dłonie. Matt na prawdę będzie świetnym aktorem. Przez chwile stoi nade mną i powstrzymuje uśmiech lecz z każdą chwilą jego poważny wyraz twarzy znika i zostaje zastąpiony wielkim uśmiechem.
Drzwi do salonu otwierają się i do pomieszczenia wpada cudowny aromat,świeżo parzonej kawy.
- Mmm... Bella... Powiedz mi proszę, jak to możliwe, że chwilę temu pomyślałam o kawie, a w następnej pojawiasz się ty z tym oto cudownym napojem! - śmieję się,podnoszę z podłogi i siadam na kanapie.
- Och, pochlebiasz mi. - policzki pokojówki robią się czerwone. Wyjątkowo lubię Bellę. Poprzednia pokojówka byłą koszmarna. Ogółem to nie zbyt przepadam za niższymi klasami. Zazwyczaj odpychają mnie już czwórki. Taka moja natura i tyle.
Większość moich nauczycieli twierdzi, że jestem bezczelna ale moim zdaniem jestem po prostu szczera. Po co mam ludziom mydlić oczy.
"- Kasta nie mówi nic o człowieku." - zaczęła prawić kazanie nauczycielka od francuskiego. - "Kasta jest przypisywana, niezależnie od nas!" - ciągnęła, a ja jedynie przewracałam oczami. - "Jeśli tego nie zrozumiesz zostaniesz zarozumiałą jędzą!" - kiedy tylko te słowa opuściły jej usta ja gwałtownie wstałam z krzesła.
"- Pani jest jędzą! Żegnam." - pokazałam jej środkowy palec i wyszłam z klasy. Nienawidzę gdy ktoś mówi mi o czym mam myśleć,co mam robić i mówić.
- Zdecydowanie nie. Zasługujesz na te komplementy. - mówi Matt i uśmiecha się do jasnowłosej dziewczyny. Mój brat zdecydowanie za bardzo ją polubił. Nie chcę nic mówić... Ale jak by to wyglądało? Dwójki od pokoleń, a tu nagle szóstka w rodzinie? Muszę, choć z żalem pogadać z ojcem o nowej pokojówce.
Bella stawia dwa kubki z kawą i talerzyk z ciasteczkami na stoliku kawowym.
- Dziękujemy. - mamroczę pod nosem,łapię mój kubek i upijam łyk słodkiej kawy. - Mmm... Jak ja kocham kawę.
- Tak wszyscy wiemy, że jesteś od niej uzależniona. - śmieje się brat i siada obok mnie ze swoim napojem.
Kilkanaście minut później mój kubek jest już pusty.
- To ja idę spać. - wstaję.
- Na serio? Po takiej dawce kofeiny? - Matt pyta z tym swoim ironicznym uśmieszkiem. Dobrze zna odpowiedz. Zawsze ta sama gadka. Po co?
- Pff... Taka porcja kofeiny to mnie jeszcze bardziej uśpiła. - śmieje się. - A teraz na serio... Idę spać bo... - ziewam. - ...jest już strasznie późno.
Matt kiwa głową ze zrozumieniem. Idę po schodach na górę do swojego pokoju.
Wchodzę do łazienki i biorę szybki prysznic po czym wyczerpana kładę się do łóżka lecz nie mogę usnąć. Ale to nie przez kawę. To przez jutrzejszy biuletyn. Biuletyn który zmieni wszystko.
***
Pomimo tego iż jest sobota mój budzik dzwoni o 7 rano. Powoli podnoszę się z łóżka i idę do łazienki ogarnąć się. Rozczesuję długie,brązowe włosy które sięgają prawie do pasa i splątuje je w warkocz. Ubieram się w luźny dres (jak ja nie lubię spodni!) i wychodzę przed dom. Zerkam na zegarek.
- Godzina biegania - wychodzę z posesji i zaczynam biec. - ,później do domu na śniadanie, a potem na basen. - jeszcze raz zerkam na zegarek. - Zdążę. - ruszam sprintem przed siebie. Jak ja to kocham!
Wracam do domu biorę prysznic i schodzę na dół do jadalni gdzie zastaję Matta i tatę.
- A gdzie mama? - pytam choć znam odpowiedz.
- Musiała wyjechać. - mówi ojciec,a ja kiwam głową. W ogóle nie jestem tym zaskoczona! Kariera ważniejsza. Wzdycham i siadam do stołu. - Nie przejmuj się. Teraz kończy jej się kontrakt i niedługo...
- Niedługo to podpisze nowy. - mówię twardo. Rozglądam się zastanawiając na co mam ochotę... W końcu nakładam sobie naleśniki i polewam je sosem wieloowocowym.
- Czekoladowy lepszy. - droczy się ze mną Matt, a ja przewracam oczami. Kto by pomyślał, że uczulenie na orzechy skutkuje nie tylko brakiem jedzenia samych orzechów jak i większości wyrobów z kakao.
- Ostatnio kupiliśmy prawdziwą czekoladę. - mamroczę pod nosem tata pochłaniając kolejny kęs jajecznicy.
- Wiem tato. Dzięki. - posyłam mu uśmiech, a bratu pokazuje język.
- Złość piękności szkodzi, księżniczko.
- Mi to nie grozi, ciołku.
- Mi to nie grozi, ciołku. - powtarza wyższym o kilka tonów głosem co nawet dobrze mu wychodzi. - Ja się zaczynam martwić o ciebie siostrzyczko. Czy ty przypadkiem nie jesteś dla siebie zbyt surowa? - pyta sceptycznie. Wszyscy troje wybuchamy śmiechem. Nawet ojciec nie może się powstrzymać.
Po śniadaniu idę popływać.
***
Opadam ciężko na kanapę, a w ręku trzymam kubek kawy z mlekiem.
- Za chwilę zobaczysz moje zdjęcie na ekranie. - mówię z pewnością siebie. Matt unosi wysoko brwi.
- Ta twoja pewność siebie kiedyś cię zgubi. - mówiąc to siada obok mnie.
- O co chcesz się założyć? - pytam.
Przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią.
- Jeśli cię nie wylosują... To umówisz się z tym Jaredem ze sklepu! - wybałuszam oczy.
- Chyba sobie żartujesz. - mówię upijając kolejny łyk kawy.
- Ty rzuciłaś wyzwanie. - mówi zadowolony z siebie. Ale on mnie wkurza!
- Dobra. To jak mnie wylosują to odprawimy Bellę. - Matt patrzy na mnie ze zgrozą. - No co? - pytam ironicznie. Szeroki uśmiech znika z jego twarzy. Wyciągam rękę aby skwitować zakład uściskiem dłoni. Przez chwilę myślę iż mój brat zrezygnuje ale w końcu podaje mi rękę.
Po chwili na ekranie wyświetla się herb Illei i zaczyna się biuletyn. Na początku król mówi,mówi i mówi... Nie stresuję się. Bardziej denerwuje mnie to głupie ględzenie. Nie lepiej dać losowanie na początek?
- A teraz chwila na którą wszyscy czekali! - mówi prowadzący, a ja mimowolnie się prostuje. Zaczyna się losowanie. - Cassidy Skiver z Likely, szóstka! - szóstka? - Charlotte Norwood z Columbii, czwórka! - wygląda całkiem nieźle ale na księżniczkę to ona się nie nadaje. - Delilah Bellerose z Whites, trójka. - kiwnęłam głową z aprobatą, ładna. - Carmen Dawson z Doninicany, dwójka! - posyłam bratu tryumfalny uśmiech.
- A nie mówiłam? - pytam rozbawiona. Jak zwykle miałam rację.
- Skąd?
- Kobieca intuicja. - uśmiecham się jeszcze szerzej. Punkt dla Carm. Odstawiam kubek na stolik. - Liczę na to, że jak najszybciej rozliczysz się z naszego zakładu. - rzucam i odchodzę.
Matt zdecydowanie jest zbyt miękki. Musi trochę oprzytomnieć i rozejrzeć się. - Życie to nie bajka, braciszku. - mamroczę pod nosem i wchodzę do pokoju.
Dopiero teraz zaczynam skakać z radości.
DOSTAŁAM SIĘ NA ELIMINACJE! JADĘ DO PAŁACU! ŁAŁ!
***
- Proszę panienko. - mówi Anna, nowa pokojówka i gosposia. Dziewczyna ma ciemne włosy i skórę w odcieniu kartki papieru. - Coś jeszcze przynieść?
- Nie dziękuję. - ciemnowłosa dziewczyna wychodzi. Szczerze mówiąc brakuje mi tu Belli. Mną tydzień! A mi już jej brakuje, a na dodatek Matt się do mnie nie odzywa. Zachowuje się ja dziecko.
Wzdycham i skupiam się na nowym projekcie sukienki. W końcu w pałacu będą mogli uszyć wszystko więc wymyśliłam, że narysuję jakiś projekt sukni balowej! Będzie idealna. Już nie mogę się doczekać wyjazdu... Nie mogę się doczekać pałacu... I o dziwo, nie mogę się doczekać spotkania twarzą w twarz z księciem.
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline
Kolejny dom. Niby inny, a taki sam jak wszystkie. Dom potencjalnej żony księciunia. Facet spośród 12 dziewczyn musi wybrać jedną. Normalnie rolnik szuka żony. Dosłownie. Pukam do drzwi.
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Dziś wywiad. W sumie nie wiem czemu nie mogą tego zrobić gdy będziemy już w pałacu.
Wstałam i jak zwykle poszłam pobiegać. Kiedy wróciłam wiełam szybki prysznic i czym ubrałam się (https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hp … e=56F99955).
Siedziałam na kanapie kiedy usłyszałam pukanie po szybkie szybkie kroki Anny.
Spojrzałam do tyłu. Do salonu wszedł nikt inny jak Ash Daniels i kamerzysta.
- Dzień dobry. - rzucam od niechcenia. Niech to się szybko skończy.
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline
- Dobry jak dobry, zależy dla kogo. - mruczę - Wiesz, po co tu jesteśmy, czy też mam ci wytłumaczyć?
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Odkładam czasopismo,zakładam nogę na nogę i kładę dłonie na kolana.
- Nie. - prycham i uśmiecham się słodko. - Proszę siadaj.
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline
Robię co każe i odkładam kule. - Zaczynamy?
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
- Tak. Możemy. To nie potrwa długo, prawda?
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline
- Nie. - na szczęście. Uśmiecham się szeroko, gdy kamera się włącza. - Dzień dobry, Illeo. Tym razem jestem z panną Carmen Dawson. Co słychać, Carmen?
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Również szeroko się uśmiecham.
- W domu napięta atmosfera. Wszyscy stresują się moim wyjazdem. - mówię nonszalancko. - Ale ja, o dziwo jestem spokojna. - znów się uśmiecham. Chyba zaraz rzygnę przez tą słodycz.
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline
- To dobrze. Zaskoczona swoim wylosowaniem?
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Tym razem uśmiecham się szczerze.
- W ogóle. - mówię pewna siebie. - Można by powiedzieć, że spodziewałam się tego iż uda mi się. - lekko wzruszam ramionami.
Losowanie? Jaaasne. - mówię w myślach.
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline
Ocieka pewnością siebie. Uważaj, mała, bo przesadzisz. - Ale dlaczego się zgłosiłaś?
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
- Od zawszę intrygował mnie pałac, a eliminacje to jedna z przyjemniejszych opcji zobaczenia jak funkcjonuje od środka. - stwierdzam.
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline
Od środka? Istna patologia. Ech... - W takim razie dziękuję za rozmowę, Carmen. Do widzenia. - kamera gaśnie. - Chcesz o coś zapytać? - mówię obojętnie.
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Najwyraźniej Ash nie zbyt przepada za swoją pracą.
- Gdzie nauczyłeś się takiej gry aktorskiej? - rzucam wyzywająco i mierzę go spojrzeniem.
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline
- Wrodzony dar. Jedyny, którym obdarzył mnie Ten na górze. Poza tym mnie nienawidzi.
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Prostuję się.
- Za co cię tak nienawidzi? - pytam rozbawiona jego odpowiedzią.
Anna podchodzi do nas i stawia dwa kubki herbaty po czym szybko odsuwa się w kąt.
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline
- Za całokształt. Po prostu mnie nie lubi. Ale w sumie, jestem mu za to wdzięczny. Jedynie mi pomógł swoim drugim "darem".
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Zaintrygował mnie przez co zaczynam mu się przyglądać dokładniej.
- Ach tak. - kiwam głową.
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline
- Jak najbardziej. Obdarzył mnie piątką młodszego rodzeństwa i niedoborem sprawności fizycznej. Ale za to wspaniałym charakterem. - To zdanie ociekało sarkazmem.
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Próbuję powstrzymać uśmiech.
- Nie każdy może się pochwalić takim cudownym charakterem.
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline
Chciałem wziąć łyk herbaty, ale się powstrzymałem. Spojrzałem na zmarzniętego Leonarda i podałem mu parujący napój z uśmiechem. Mężczyzna odebrał go z wdzięcznością wypisaną w oczach. Spojrzałem ponownie na Carmen. - O czym my to? A tak, osobowość. Co ma powiedzieć chłopak wychowany przez pastora?
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
- Pastora? - pytam ze zdziwieniem. - Nie martw się. Nie wyglądasz na takiego. - ani się nie zachowujesz.
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline
- No cóż. Mało kto o tym wie, mało kto to widzi. Bywa. - wzdycham.
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Znów pojawia się Anna i stawia kolejny kubek herbaty na stoliku.
- Skoro prawie nikt nie wie to przynajmniej nie porównuj cię do niego. - upijam łyk herbaty.
Czasem trzeba wyciszyć bicie serca,
by usłyszeć czyjeś kroki w naszym świecie samotności.
Offline