Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
http://www.polyvore.com/bez_tytu%C5%82u … =194411280
Leniwie otwieram oczy, gdy czuję zapach kakao.
-Jak się spało?- słyszę wesoły głos taty.
Podciągam się do pozycji siedzącej i rozglądam nieprzytomnym wzrokiem. Z moich ramion zsuwa się koc.
-Przesuń się-Ojciec delikatnie klepie mnie w kolano.
Odsuwam nogi a Sebastian siada na kanapie.
-Co się dzieje?- Pytam sennie.
-Grupa Szwajcarów, przyjęcie. Coś ci to mówi?-pyta pogodnie i podaje mi kubek z kakao.
Przypominam sobie. Dwadzieścia cztery godziny pracy. Biznesmeni i bankiet.
-Znowu zasnęłam na kanapie?- upijam łyk aromatycznego napoju.
-Mhm.Już dziewiętnasta.-odpowiada.
Zastanawiam się, jak on to robi. Całymi dniami- a czasami i nocami- uwijamy się w kuchni jak mrówki, a on zawsze tryska energią. Czasami podejrzewam, że jest cyborgiem.
-Jest coś do jedzenia?-Czuję jak moje kiszki skręcają się z głodu.
-W kuchni są kanapki.
Jęczę z niezadowoleniem.
-Jesteś szefem kuchni najlepszej restauracji w Columbii, a twoja córka musi na kolacje jeść k a n a p k i!-wykrzykuję z udawanym wyrzutem.
-No cóż.- Ojciec wzrusza ramionami.
Przyglądam mu się uważnie. Ma intensywnie błękitne oczy. Niesforne włosy koloru miodu opadają mu na czoło. Jego twarz jest gładka, opalona.
Jest taki młody.
Miał dopiero dziewiętnaście lat gdy się urodziłam. Woli, gdy zwracam się do niego po imieniu-Sebastian(albo Bash). Nie znaczy to jednak, że nie czuje się rodzicem. Jest wręcz przeciwnie-bardzo mnie kocha.
***
Po kolacji siedzimy na kanapie czekając na Biuletyn.
-Zdenerwowana?-pyta ojciec
-Troszeczkę-podciągam nogi i oplatam je ramionami- Uch. Nie wiem co myśleć.
-Chcesz jechać do pałacu?
Milczę przez chwilę, bawiąc się rąbkiem bluzki.
-Nie wiem.-wyznaję- To coś nowego, intrygującego. Możliwość przeżycia przygody. Ale nie chcę cię zostawiać.
Sebastian się śmieje.
-Nigdzie się nie wybieram, Charlotte. A szansa na udział w eliminacjach nigdy już nie wróci.
-Chyba masz rację.-wzdycham.
Nagle na ekranie pojawia się godło Illei. Po chwili ukazuje się prezenter. Po wygłoszeniu najświeższych wiadomości, przechodzi do tego, na co wszyscy mieszkańcy Illei czekają- ujawnienia kandydatek.
Na ekranie pojawia się pierwsze zdjęcie-Likely. Pojawiają się dziewczyny z następnych prowincji. Fenley, Dominica, Midston.
Wreszcie pojawia się napis ,,Kolumbia’’. Zamieram.
-Charlotte Norwood!-słyszę. Pojawia się moje zdjęcie.
To niemożliwe. Na kilkaset dziewczyn, zostałam wybrana właśnie ja!
-Pozbieraj szczękę z podłogi panno Norwood. Jedziesz do pałacu!-W oczach Sebastiana dostrzegam szczęście.
Przez chwilę siedzę oniemiała. Jeśli to prawda to…
-Muszę powiedzieć Rhiannon!-zrywam się z kanapy.
-Idź.-tata uśmiecha się.
Kieruje się ku wyjściu, gdy Bash łapie mnie za rękę.
-Jestem z ciebie dumny-szepcze.
Biegnę jak szalona. Panują egipskie ciemności- ma nasze podwórko nie dociera światło ulicznych latarni. Potykam się o coś(figurkę ogrodową?).
-Auć!- Chwytam się za stopę, ale szybko zapominam o bólu.
Sprawnie przeskakuję przez płot, okrążam dom i wbiegam na rzęsiście oświetlony ganek.
Dzwonię i z niecierpliwością przestępuję z nogi na nogę. Po chwili drzwi otwierają się. Wpadam do sieni jak burza.
-Dostałam się!- wykrzykuję.
-Spokojnie. Wytarłaś buty?-pyta Rhiannon.
Rhiannon ma sześćdziesiąt lat. Włosy ufarbowane na czarno zaplecione ma w luźny warkocz. Ubrana jest w błękitną sukienkę przed kolana.
Siedzimy przy okrągłym stole popijając herbatę.
-Jak nie książę, to jakiś gwardzista-mówi Rhiannon.
-To zabronione.- odpowiadam- zresztą ja nawet nie wiem jak on wygląda. I raczej nie mam ochoty romansować z gwardzistami.
-Biedna Charlotte!- wykrzykuje- Ja w twoim wieku to miałam kilku chłopaków!
-Ale nie jednocześnie?- pytam
-Skąd ci to przyszło do głowy! Oczywiście, że jednocześnie! Ten słodki smak tajemnicy.-wzdycha- Jeden był od prezentów, drugi od imprez, kolejny od rodzinnych obiadków…
-Dość.- przerywam jej.- Sukces będzie, jak znajdę sobie chodź jednego chłopaka.
-Musisz być taką Femme fatale!- wykrzykuje z pasją
-Emm...jakoś nie bardzo mi to pasuje.
Rhiannon tylko kręci głową.
Rhiannon wygląda o wiele młodziej niż jest w rzeczywistości. Zachowała idealna figurę i codziennie poświęca kupę czasu na zabiegi pielęgnacyjne.
Jest czwórką-tak jak ja- ale w młodości nielegalnie dorabiała sobie jako fotomodelka. I była naprawdę niezła.
Nagle na stół wskakuje spasiony biały kot, przewracając cukiernicę.
-Lukrecjusz!- porywam kota w ramiona.
Rhiannon przewraca oczami.
-Nadal żałuję, że pozwoliłam ci wybrać imię.
Już mam odpowiedzieć, gdy do mojego krzesła podchodzi kolejny kot.
-Oswald.- wciągam kota na kolana.
Przez chwilę głaszczę koty.
-A gdzie Dieter i Kasjan?- pytam.
-Nie wiem.-kobieta wzdycha- Ale wiem, że już nigdy nie pozwolę ci decydować o imieniu dla kota. Wiesz jakiego wstydu narobiłam sobie przed listonoszem?
***
Przewracam się niespokojnie z boku na bok. Czy dam radę? W mojej głowie wciąż tworzą się obrazy życia w pałacu.
W końcu nie wytrzymuję. Odrzucam kołdrę i chwytam za telefon.
00:11
Chyba Ina nie będzie bardzo zła, jeśli teraz do niej zadzwonię?
Przygryzam wargę, zastanawiając się.
W końcu wybieram numer.
Offline
Offline
Pukam do drzwi. Mam dość. Jak Boga kocham, mam dość. Powiedział ateista. Parskam. Czemu muszę tu być. Mógłbym teraz grać w Battlefronta, ale po co. Lepiej odwalać czarną robotę. Leo posyła mi pokrzepiający uśmiech. Co on może. Wróci wieczorem do przytulnego domku, żony Sary i kilkumięsięcznych bliźniaków Micka i Rory'ego. A ja będę się z nimi użerał. Ech. Bóg mnie nienawidzi.
Ostatnio edytowany przez Ashanim Daniels (2016-03-26 16:32:51)
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Tata kończy zmywać naczynia. Ja i Ina siedzimy na blacie.
-Mmm Jakie to pyszne.- Mamrocze Ina z ustami pełnymi jedzenia.-Chyba muszę częściej do was wpadać na obiad.
Uśmiecham się i już mam odpowiedzieć, gdy słyszę dzwonek.
Zeskakuję z lady i idę do drzwi. Otwieram. Na progu stoi dwóch facetów.
-Tak?- pytam.
Offline
Przewracam oczami. Kolejna nie wie o co chodzi. Uwielbiam to. - Przyszliśmy porozmawiać. Jestem Ashanim, to jest Leonard.
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Kiwam głową. Chcę zapytać o czym przyszli porozmawiać, gdy do drzwi podbiega Ina i otwiera je na oścież. Wiatr posyła jej czarne włosy wprost na moją twarz. Odgarniam je pospiesznie.
-O co chodzi?- pyta moja przyjaciółka mierząc wzrokiem Ashanima i Leonarda.
Offline
Wzdycham. One naprawdę są takie tępe? - Prowadzę Biuletyn stołeczny. Chodzi o losowanie. Jakiś problem?
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Odsuwam się na bok aby mogli przejść. Dziwny ten gościu. Dopiero co otworzyłam drzwi a on już wyskakuje z takimi odzywkami.
Offline
Wchodzę do pomieszczenia i prycham. W co ja się wpakowałem? Spoglądam na Leo, który tylko wzrusza ramionami. - Możemy wrócić później.
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
-Czy ja was wyganiam?-Unoszę brwi.
Ina wraca do kuchni. Szybko zamykam drzwi, aby nie wpuszczać zimnego powietrza.
Offline
- Sądząc po twoim wyrazie twarzy, tak. - ona NAPRAWDĘ chce się ze mną kłócić? Poważnie? Matko, co za dno. Głębiej się upaść nie da. Jutro ne ruszam się z pokoju. Mam to gdzieś.
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
-Jakim wyrazie twarzy?- pytam- To ty od progu rzucasz jakieś chamskie odzywki i robisz miny jak jakiś męczennik.-Serio. Co za facet. Zachowuje się jak niedorozwinięty debil i jeszcze próbuje mi wmówić, że to ja jestem wredna. Czy ja coś powiedziałam?!
Offline
Kłaniam się w pół z sarkastycznym uśmiechem. - Miejmy to z głowy, dobra?
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
-Tędy.- Mówię i prowadzę ich do salonu.
Offline
Kolejne wyglądające tak samo pomieszczenie. Niech ten koszmar się już skończy. Ludzie są dziwni. - Możemy zaczynać?
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Siadam na czarnej kanapie i wskazuję chłopakom miejsce na drugiej sofie.
Offline
Siadam, odkładając kule. Słyszę dźwięk kamery i od razu uśmiecham się szeroko. - Dzień dobry, Illeo. Tym razem jestem gościem u panny Charlotte Norwood. Co u ciebie, Charlotte?
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
-W miarę dobrze.- Uśmiecham się. Brnijmy w to dalej.- Chociaż twoje wredne zachowanie z przed chwili nieco wytrąciło mnie z równowagi.
Spogląda do kamery uśmiechając się słodko.
Ostatnio edytowany przez Charlotte Norwood (2016-03-26 17:24:06)
Offline
Puszczam kąśliwą uwagę mimo uszu. Nie ma bata, dziewczyneczko, nie uda ci się mnie urazić. - Jesteś zaskoczona wynikiem losowania? - bo mnie zastanawia, dlaczego urzędnicy wybrali takie tępe dzidy.
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
-Tak-mówię.
Offline
Krótko i na temat. Nie to nie. - Co skłoniło cię do wysłania zgłoszenia?
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
-Chęć przeżycia czegoś nowego, innego.-Mówię już bez uśmiechu. Kończmy to i niech już spierdala z mojego domu.
Offline
Żebyś się nie zdziwiła. - No cóż, miło się rozmawiało. - kamera się wyłącza, a ja wstaję i kręcę głową. Biedny Fabian. - Ty nie chcesz, żebym tu był, a ja nie chcę tu być. Do widzenia. - wychodzę, a Leo za mną. Co za... szkoda gadać.
Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how
Offline
Kręcę głową i podążam za nimi do korytarza. Co się tak spieszą? Ciekawe, jak otworzą drzwi bez klucza...
Offline
Strony: 1