Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Buhahahahahahahahaha
Offline
Wpadam do pomieszczenia i upadam na nogi. Nic nie widzę. Przed oczami mam samą ciemność. Próbuję się podnieść, ale ledwo oddycham. Nie mam na nic siły. Chwytam materiał sukni i podwijam ją do kolan, ale ta spada... Zaczynam macać ściany w poszukiwaniu światła. Nagle, zahaczam o coś metalowego i upadam. Tym razem na twarz.
***
Nie wiem ile tutaj jestem, ale czuję lepką, czerwoną maź na moim czole. Straszliwie piecze. Przykładam dłoń do czoła i delikatnie ścieram krew z twarzy. Biorę głęboki oddech i zaczynam szukać na czworaka włącznika światła. Boję się, że zaraz nadepnę na jakiś nóż, albo co gorzej maszynę do tortur. Obchodzę pomieszczenie dookoła i nie znajduję nigdzie włącznika. A może po prostu go nie ma? Siadam na zimnej podłodze i wzdycham. W co ja się wpakowałam? Mogłam posłusznie odpowiedzieć tej suce, że kocham włosy Roszpunki... Mogłam. Po co ja o tym myślę, skoro i tak bym pewnie postąpiła jak wcześniej? Chyba nie warto zastanawiać się co by było gdyby, skoro przeszłości nie zmienię. Żyję teraźniejszością. A skoro tak postępuję to muszę znaleźć na obecną chwilę jakieś opatrunki. Żeby znaleźć opatrunki potrzebne mi światło. Podnoszę się i głośno syczę. Opieram się o ścianę i powoli przesuwam. Po jakimś czasie, trafiam na małe, plastikowe urządzenie. Naciskam je, a wtedy robi się jasno. Są tu dwie lampy, których żarówki się wypalają, ale wciąż widać co gdzie jest. A właściwie czego nie. Ten pokój jest pusty. A to o co zahaczyłam to krawężnik, który lekko naderwał się od podłogi. Tym razem zaczynam nucić pod nosem "Don't worry be happy". Przynajmniej wpasuje się w sytuację. Spoglądam na moją brudną suknię. Teraz naprawdę jest krwistoczerwona. Może jakoś się przyda? Przynajmniej do obandażowania głowy i ran. Ciągnę mocno za jej koniec, ale jest zbyt dobrze uszyta i na początku nie chce się rozerwać. Nie wiem ile będę tu siedzieć, więc wolę na wszelki wypadek mieć przy sobie coś w rodzaju "bandaży". Kończy się na tym, że strój stał się czerwoną sukienką do kolan. Biorę do rąk materiał i przykładam do czoła. Jest trochę lepiej. Zamykam oczy i czekam, aż ktoś otworzy drzwi.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
Nie mogę powstrzymać uśmiechu, gdy widzę dziewczynę w opłakanym stanie. Bezszelestnie podchodzę do niej.
-Wiesz już co zrobiłaś źle- ujawniam swoją obecność
Offline
Nie wiem czy moja twarz stała się jeszcze bardziej blada na widok Królowej czy to tylko złudzenie... Pewnie złudzenie bo jest cała w siniakach i zeschniętej krwi... Spoglądam na nią i próbuję udawać, że się jej nie boję. Że nadal potrafię być twarda.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
Widzę to w jej oczach. Wciąż nie zrozumiała.
-Ty nadal nie rozumiesz- ściszam głos.- Nie rozumiesz. Nie wiesz, po co to wszystko i nie wiesz, dlaczego każę ci kłamać. Traktujeaż mnie jak najgorszego wroga, prawda?
Ostatnio edytowany przez Andrea Jane Castell (2016-06-21 12:15:17)
Offline
- Wiem czemu mam kłamać. Rozumiem to. - przegryzam wargę. - Kłamstwo jest potrzebne, ale nie wtedy gdy dobrym wyjściem jest też prawda. - podnoszę wzrok.
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
-Ale wy macie teraz się uczyć. Uczyć, jak zostać królową. I potrzebny wam trening. Nie możecie zostać księżniczką nie znając dworskiego środowiska. A takie ono jest. I w niczym nie przypomina środowiska Piątek. Ale może jesteś po prostu za głupia, żeby to pojąć.
Odwracam się na pięcie i podchodzę do drzwi.
-Chodź
Offline
Podnoszę się z podłogi i wstaję. Ona nie rozumie, że ludzie potrzebują prawdy. Zabarwianie faktów niczego nie zmieni. Jeśli ludzie będą chcieli się dowiedzieć to i tak to zrobią. Idę za Królową.
- Mogę wrócić do swojego pokoju, Wasza Wysokość? - pytam cicho.
Ostatnio edytowany przez Lily Rose Sheve (2016-06-21 12:26:06)
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline
-Taj. Teraz tak.
Niektórzy ludzie po prostu się nie zmienią. Takich ludzi trzeba po prostu usuwać.
Bez słowa przekazuję Lily Benowi.
Offline
- To samo pytanie, mogłabym zadać Waszej Wysokości - kłaniam się, co jest absurdalne w tej sytuacji, ale o to właśnie mi chodzi.
"Nie rezygnuj i nie mów, że nie warto."
Offline
Prycham. Nadal bezczelna.
Nie odpowiadam, tylko z trzaskiem zamykam drzwi.
Teraz trzeba zrealizować dalszą część planu. Muszę znaleźć Nebluera .
Offline
Poszła. Biorę dwa głębokie wdechy, aby się uspokoić. Nie mogę wybuchnąć, bo na nic mi to będzie. W egipskich ciemnościach zaczęłam szukać włącznika do światła i parę guzów pózniej, udało mi się. Ze spokojem usiadłam na zimnej posadzce i przemyślałam swoją sytuację.
Królowa zamknęła mnie bóg wie gdzie.
Na czas nieokreślony.
Nikt nie wie gdzie jestem.
Pomieszczenie jest puste, co się z tym wiąże, nie mam ze sobą absolutnie nic.
Jednym słowem: mam przerąbane.
Wzięłam jeszcze parę głębokich wdechów. Kiedyś musi mnie wypuścić, a głodówka nie jest mi obca. Najzabawniejsze w tej tragicznej sytuacji jest to, że wcale nie żałuję tego co zrobiłam.
"Nie rezygnuj i nie mów, że nie warto."
Offline
Powiedziałabym, że nienawidzę królowej, ale byłoby to poważnym niedomówieniem. Siedzę tu od przeklętych sześciu dni, ale nawet nie wiem co mam robić. Staram się parę razy dziennie wołać o pomoc, ale nawet nie wiem, czy coś słychać przez te grube ściany. Moje gardło próbuje, mi przekazać, że ma już dosyć, ale nie mogę się poddać. Odpocznę, kiedy ktoś mnie stad wyciągnie. Postanowiłam jeszcze raz spróbować. Krzycząc najgłośniej jak potrafię, wołałam o pomoc. Starałam się nie przejmować okropnym bólem gardła, ale stawał się nie do zniesienia. Musiałam przestać, zawiedziona usiadłam na podłodze i tępo wpatrywałam się w ścianę. Nie miałam pomysłu, co jeszcze mogłabym zrobić.
"Nie rezygnuj i nie mów, że nie warto."
Offline
Przechodzę korytarzem na niższym piętrze, gdy słyszę czyjś głos. To było... dziwne. Gdy wołanie ponawia się, reaguję.
-Jest tu ktoś? - odkrzykuję.
Offline
Usłyszałam czyiś głos. Był bardzo stłumiony, więc nie mogłam stwierdzić do kogo należy, ale to wystarczyło. Nadzieja. Od razu zerwałam się na równe nogi i zaczęłam krzyczeć jak nigdy dotąd. Nie czułam nawet bólu gardła, w moich żyłach płynęła czysta adrenalina.
- TU JESTEM!
"Nie rezygnuj i nie mów, że nie warto."
Offline
Znowu cichy głos. Nie miałem pojęcia, co mówi ani tym bardziej, do kogo należy, ale wiem jedno. Był zdesperowany. Starałem się znaleźć źródło głosu, ale nie widziałem w pobliżu żadnych drzwi.
-To ja, Fabian!- zawolalem, czekając na odpowiedź.
Offline
Moje nogi omal nie sprawiły, że runęłabym na ziemie z ulgi. A więc to Fabian, wreszcie stąd wyjdę! Mój głos był coraz słabszy, ale dałam radę krzyknąć jeszcze raz.
- SCHRON! TO JA IDY!
"Nie rezygnuj i nie mów, że nie warto."
Offline
Uslyszalem tylko "schron", ale nawet tego nie mogę być pewien. Przecież... w tej części zamku nie ma schronu... Więc jak?
Wtedy... nawet nie wiem jak, widzę coś jak zarys pomniejszonych drzwi na ścianie. Podbiegam błyskawicznie i wszędzie szukam klamki. Nie ma. Nagle dostrzegam rzeźbienie na górze i wiem, że to to. Po kilku próbach, gdy ciagnę za złotą lilię po prawej stronie, drzwi wreszcie się otwierają.
Offline
W drzwiach stanął Fabian. Czułam niewiarygodną ulgę. Nogi mi miękły, a gardło niewyobrażalnie paliło. Czułam się okropnie, chociaż szczęście powoli zaczęło zawładniać moim ciałem. Nie byłam w stanie wydusić z siebie nawet jednego słowa, ale chyba mój wygląd mówił sam za siebie.
"Nie rezygnuj i nie mów, że nie warto."
Offline
Cassidy. W drzwiach stanęła Cassidy. I, po tym wszystkim, co urządzała Andrea, naprawdę było to jedno z największych zdziwień w moim życiu.
Wyglądała... wyglądała okropnie. Była wychudzona i miała zaladnięte policzki. Wyglądała, jakby miała zaraz runąć i... właśnie to zrobiła. Prosto w moje ramiona. Złapałem ją i przyciagnąłem mocno do siebie.
-Idy- powiedzialem, wciąż zszokowany tym, że to właśnie ona.
Jak? Dlaczego? I co jej się stało?
Offline
Nie miałam pojęcia co mogłabym powiedzieć.
- Nic mi nie jest - wydukałam zachrypniętym głosem.
Była to chyba najgłupsza rzecz jaką w życiu powiedziałam, więc dodałam ciche "teraz już nie".
"Nie rezygnuj i nie mów, że nie warto."
Offline
Śmieję się bardzo cicho.
-Odprowadzę cię teraz do pokoju, a tam mi wszystko opowiesz, okej?- mówię łagodnie i próbuję przejść z nią kilka kroków. Okazuje się to zdecydowanie niewykonalne, zważywszy na to, że Idy jest prawie omdlała- Albo, wiesz co? Może lepiej cię zaniosę.
Biorę dziewczynę delikatnie na ręce i idę w stronę jej pokoju. Tego samego, w którym kiedyś opatrywaliśmy Del. Pamiętam drogę.
Offline
Nie mam siły, aby protestować, a Fabian niesie mnie do mojego pokoju. Przymykam na chwilę oczy, ale nie zasypiam, nie jestem w stanie, moje dłonie nadal delikatnie drgają.
"Nie rezygnuj i nie mów, że nie warto."
Offline
Cassidy zaprowadziła nas do... Tak, to musiała być katownia. Natychmiast podbiegłam do Lily, ponieważ jej stan był... zły. Bardzo zły. A zresztą musiałam się skupić na czymś innym niż pistolet w mojej dłoni.
"Miłość to nagroda otrzymana bez zasług."
Offline
Zaczynam kaszleć. Przykładam dłoń do ust, żeby nie krzyczeć. Jestem ranna - to jedno. Ranna czyli postrzelona w ramię na wylot. Przestaję się skupiać na sobie i podnoszę wzrok. Zauważam czyjąś sylwetkę. To Melody. Nie jestem sama w tym miejscu...
- Nic ci nie jest? - pytam cicho dziewczyny.
Przykładam dłoń do ramienia, żeby tak nie bolało. Nie działa...
Ostatnio edytowany przez Lily Rose Sheve (2016-07-24 21:03:34)
“You will always be the greatest gift that God ever gave me.” - Lenny Kravitz
Offline