Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Don't uderestimate me.
I know more than I say, think more than I speak, notice more than you realize.
Offline
Otwieram drzwi do sklepu. Sprzedawczynie, jak zwykle niczego nie świadome, uśmiechają się do wszystkich. Podchodzę do lady i witam się. Dziewczyna spogląda na mnie. Po chwili, sprawiam, że zaczyna czuć ból. Upada. Reszta biegnie do niej. Mam szansę. Teraz muszę tylko złapać kontakt wzrokowy z pozostałymi.
Offline
Przechodzę koło jubilera, gdy widzę zamieszanie w sklepie z biżuterią. Nie wiem dlaczego wbiegam do środka. Rozglądam się po ludziach i wtedy namierzam osobę odpowiedzialną za całe zamieszanie. Przez głowę zaczynają przelatywać mi informacje. Alexander Stellan Williams. W Agencji znany jako Fasquiet. Pod żadnym pozorem nie mogę łapać z nim kontaktu wzrokowego.
- Niezbyt ciekawy pomysł na zarobienie pieniędzy - rzucam, stojąc w bezpiecznej odległości od niego i patrząc na jego buty, byle tylko nie w oczy.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
- Tak to działa. - mruczę.
Nie spoglądam nawet na osobę, która to mówi. Zaczynam świdrować wzrokiem kolejną sprzedawczynię, która po chwili upada. Jeszcze tylko jedna...
- Radziłbym ci stąd wyjść. - odwracam się do tej dziewczyny. - Chyba, że wolisz skończyć jak one. - nie patrzy się na mnie.
Ciekawe skąd wie.
Offline
- Nie. To ja ci radzę stąd wyjść - mówię spokojnym, aczkolwiek nieco zbyt cichym głosem. - Bo skończysz gorzej niż one.
Pięknie. Pierwszy dzień w nowym mieście i już wplątuję się w chore sytuacje.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
- Naprawdę? - pytam z ironią. - A kim jesteś, żeby mi rozkazywać? - ostatnia ląduje na podłodze.
Podchodzę do kasy.
Offline
Podchodzę bliżej i tylko delikatnie muskam jego dłoń, wchłaniając jego moc. Podnoszę na niego spojrzenie. Jedno oko ma niebieskie, drugie czerwone. Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby ktoś naturalnie się z takimi urodził.
- Jestem maszyną do zabijania. Mogę cię zniszczyć jednym ruchem dłoni. Jestem nikim - mówię krótko.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
Spoglądam na nią. Jej oczy... Moja moc nie działa. Cholera.
- Dla kogo pracujesz? - pytam wściekły.
Offline
Kąciki ust mi drgają.
- Nie muszę dla nikogo pracować. - Już nie. Podnoszę dłoń, a mój palec wskazujący rozciąga się i zamienia się w nóż. - Powiedzmy, że mi się nudziło.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
- Oczywiście. Bo taka dziewczyna uwielbia pakować się w kłopoty. - mówię z sarkazmem.
Sprzedawczynie nie zdążyły nawet zamknąć kasy. Biorę z niej pieniądze. Trzeba będzie o niej powiedzieć w Agencji. Może być groźna.
Offline
Przystawiam mu nóż do gardła, po czym przenoszę go pod brodę i podnoszę jego głowę do góry.
- Zostaw te pieniądze - mówię siląc się na spokój. - Naprawdę nie chcę tego robić - dodaję ciszej.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
- W takim razie, nie rób. - burczę pod nosem, nadal trzymając w ręku pieniądze.
Offline
- Kurwa - klnę cicho, nadal trzymając mu nóż przy twarzy. - Kurwa.
Gdy nie patrzy, palec drugiej dłoni zamieniam w drugi nóż i wbijam mu w dłoń, żeby go nie za mocno zranić, ale żeby zabolało. Chłopak syczy i wypuszcza pieniądze a ja dale trzymam broń w ranie.
- Mówiłam, że nie chcę tego robić - syczę.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
Odpycham ją od siebie. Potrzebuję teraz tych pieniędzy. Nie po to tyle planowałem. Ale, obecnie... jestem bezsilny.
- W takim razie przestań mi wchodzić w drogę. - warczę.
Offline
Cholerny facet! Podcinam mu nogi. Metal uderza w jego łydke a on upada na ziemię.
- Zbierajcie - warczę do ludzi, którzy stali jak ciołki.
Sama przygwazdzam go do ziemi i przygladam mu dłoń... pistolet do czoła.
- Nie ruszaj się, bo nie ręczę za siebie - siłą powstrzymuję coś, co pcha mnie do tego, by go po prostu zabić.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
- To czemu tego nie zrobisz? - pytam z ironią. - Czemu nie zastrzelisz, tego wkurwiającego faceta? A może to twoje sumienie ci nie pozwala? - pytam rozbawiony.
Offline
Przyciskam broń mocniej do jego czoła. Widzę strużkę krwi.
- Może wolę się zabawić - mruczę.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
- To, to zrób. - prycham. - Chyba, że się boisz. - w tej chwili nie interesuje mnie krew.
Nie interesują rany. Po prostu czekam na to co zrobi. A raczej nie zrobi.
Offline
W głowie mam tylko głos mówiący "Zabij. No dalej. Już to robiłaś.".
Zanim zdążę pomyśleć, wbijam mu nóż w dłoń. Broń przechodzi na wylot i prawie wbija się w podłogę.
Czuję, że w oczach zebrałyby mi się łzy, gdybym na siłę ich nie powstrzymywała. Moja mina jednak pozostaje niezmienna i nadal wpatruję się twardo w jego oczy.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
Syczę.
- Zadowolona z siebie? - pytam uśmiechając się i jednocześnie zmieniając minę.
Offline
Ani trochę.
- Nie do końca - rzucam i wyjmuję z impetem nóż z jego dłoni wiedząc, że to tylko doda bólu.
Ludzie z pieniędzmi w końcu uciekli, a my zostaliśmy sami. Słyszę syreny policyjne w oddali, których on jeszcze nie może słyszeć.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
- Ojej... To może mnie zastrzel na zgodę? - pytam z sarkazmem, sycząc.
Offline
Ignoruję jego słowa i nadal na nim siedząc odwracam się w stronę drzwi. Syreny stają się w końcu słyszalne.
- Nie muszę. Masz wybór: albo wychodzisz stąd ze mną, żebym Cię dopilnowała, albo oni Cię dopilnują. Względnie możesz tu zostać i się wykrwawic.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
- Jeżeli cie znajdą, to ja będę mógł cię oskarżyć o napastowanie na człowieka. - moc wraca do mnie.
Zawsze mogę na nią spojrzeć. Zakocha się. Choć nie jestem pewien na ile. Zdążę ją wydać policji i powiedzieć, że cały ten bajzel to jej sprawa. Kiedy będą przeszukiwać to miejsce, zdążę wziąć pieniądze i ucieknę. Chyba, że prędzej się wykrwawię.
Offline
Cholera. Dlaczego już wróciła? Odwracam od niego spojrzenie.
- Czyli czekamy na policję. Okay. - Kiwam głową.
Zmieniam nóż w dłoń. Jest cała we krwi, tak jak był wcześniej nóż.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline