Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Doskonale wiesz, że nie wyjdę, Jonathanie - stwierdzam wpatrzona w niego. Przejeżdżam palcami po biurku. - A przynajmniej powinieneś wiedzieć.
"Nie myśl, że jest źle. Bo może być jeszcze gorzej."
Offline
Przyglądam się jej, czujnie obserwując każdy jej ruch.
- Czego ode mnie chcesz? - Pytam.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Spokojnym krokiem wymijam biurko, wodząc palcami po jego blacie.
- Czasu, Jonathanie. Chce twojego czasu bo mój się kończy. - Kręce głową. - Potrzebuję go bardziej od ciebie. A ty jesteś już nim zmęczony. Ja nigdy się nie męczę czasem. A ty masz dość. Czuje to. Musisz to tylko przyznać przed samym sobą. Wtedy będzie ci łatwiej - stwierdzam, posyłając mu lodowate spojrzenie.
"Nie myśl, że jest źle. Bo może być jeszcze gorzej."
Offline
Szybko dodaję dwa do dwóch. Czyli jest inna. Stanowi większe zagrożenie dla mnie, niż wszyscy moi ludzi.
- Chcesz mojej nieśmiertelności - mówię. Marszczę brwi. - Dlaczego miałbym się zgodzić?
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Roześmiałam się. Ten dźwięk przyprawił by o dreszcze każdego.
- Och, drogi Jonathanie. - Kręce głową. - Ja nie będę czekać aż się zdecydujesz... Wezmę to co mi się należy, a twoja decyzja może jedynie ułatwić lub utrudnić decyzję - tłumaczę znudzona. Za każdym razem tak samo.
Ci głupi ludzie myślą, że mogą mnie powstrzymać. Co za komedia.
"Nie myśl, że jest źle. Bo może być jeszcze gorzej."
Offline
Nie potrafię jej zmanipulować. Nie wiem, dlaczego.
- Dlaczego ja? - Pytam tylko, instynktownie wyczuwając, że nie mam szans. - Jest więcej nieśmiertelnych. Czemu uczepiłaś się akurat mnie?
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Wzdycham znudzona.
- Skoro to i tak będzie twój czas... - mruczę pod nosem. - Spróbuję wytłumaczyć ci to najprościej. Ktoś taki jak ja nie poluje na kilkuletnie ofiary... Bo to jeszcze dzieci. Bo co zabijać skoro można jeszcze chwilę poczekać i mieć z nich większą korzyść? W tedy też jest większe prawdopodobieństwo, że jednak nie umrą - mówię krzywiąc się z niezadowolenia. - Jeśli się im to udaje zostawiam ich w spokoju - wzruszam ramionami. - Nie obchodzi mnie życie. Obchodzi mnie czas, a ty masz go w tej chwili wystarczająco. - Robię krok do przodu. - Twoje zdolność wytwarzają dziwaczną aurę, która jednocześnie cię ukrywa i zdradza... To intrygujące, Jonathanie. Trudno wpaść na twój trop... Bardzo trudno. Ale kiedy w końcu mi się poszczęściło... - uśmiecham się lodowato. - ...poszło dziecinnie prosto.
"Nie myśl, że jest źle. Bo może być jeszcze gorzej."
Offline
Jedyne co przychodzi mi na myśl to:
- Zdecyduj się, czy trudno, czy prosto.
Nie wiem, czy się poddałem, czy staram się zachować twarz, czy przygotowuję się do walki. Nic już nie wiem.
Szansa na przeżycie.
Czyli mogę umrzeć.
Nikt nie będzie rozpaczał.
Taka prawda. Ale... nie jestem gotowy. Miałem się spotkać z Rosalie. Nie po tym wszystkim, co się wydarzyło.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Mój uśmiech się poszerza.
- Pośrednio - odpowiadam na jego pytanie. - Chcesz walczyć czy jednak się poddasz? Podpowiem, że jedna z opcji jest ociupinkę mniej bolesna - kłamię gładko. Nikt nie był by wstanie odróżnić kłamstwa od prawdy w moich ustach.
"Nie myśl, że jest źle. Bo może być jeszcze gorzej."
Offline
- Żadna z opcji nie jest mniej bolesna - mówię. - Nie sądzę, żeby decyzja miała jakikolwiek wpływ na to, czy wszystko będzie mniej bolesne.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Znudzona całą tą gadaniną wywracam oczami. Bardzo szybko pokonuję dzielącą nas odległość. Kiedy unoszę moją dłoń do góry aby dotknąć jego ramienia, opuszki moich palców lekko migoczą jakby były już strasznie spragnione. Kiedy tylko dotykają jego ramienia przepalają materiał jego koszuli i zamykają ramię w parzącym uścisku. Od razu czuję jak jego życiowa siła przepływa na mnie - nie potrzebuje jej ale skoro już ty jest... Nie. Muszę utrzymać go przy życiu dopóki nie skończę. Zatrzymuję tą energię, a zabieram to co jest mi potrzebne nie zważając na to jaie cierpienie zadaje w tej chwili mężczyźnie.
"Nie myśl, że jest źle. Bo może być jeszcze gorzej."
Offline
Raz umarłem. Na wojnie. Ból był niewyobrażalny. Powstawanie z martwych równało się temu bólowi. Nie sądziłem, że może być cokolwiek gorszego.
Aż do tej pory.
Nie potrafię nic zrobić. Nie mogę myśleć. Nie mogę krzyczeć. Potrafię odczuwać tylko ból.
Sam stałem się bólem. Jakbym przestał istnieć. Nic poza bólem się nie liczy.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Kiedy mam to czego potrzebowałam puszczam jego ramie, a on bezwładnie opada na podłogę.
- No nie wygląda to dobrze - mówię z zimnym uśmiechem na twarzy.
W tej chwili czuje jak cała jego nieśmiertelność ze mnie buzuje, przepływa przez moje żyły. Uwielbiam to uczucie. Można je porównać do adrenaliny tyle, że to jest sto razy lepsze.
- Dobranoc - szepczę. To jedyne słowo które umiem wypominać tak miękko. Nie wiem dlaczego...
Wymijam ciało Jonathana i wychodzę z gabinetu, a potem znikam w tłumie ludzi na ulicach... Jak by mnie tu nie było.
"Nie myśl, że jest źle. Bo może być jeszcze gorzej."
Offline
Nie jestem pewien, co się ze mną dzieje.
Umarłem?
Gdy zaczyna majaczyć przede mną sylwetka, jestem już tego pewien.
- Gabriella? - Mówię łamiącym się głosem.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Klękam przed nim i uśmiecham się delikatnie. Wyciągam lekko drżącą rękę w jego stronę. Dłonią zaczynam gładzić jego policzek.
- Witaj, Jay - mówię miękko. - Dawno się nie widzieliśmy, co? Strasznie wydoroślałeś.
Nie jest ważne, ile dni jest w twoim życiu.
Ważne jest, ile życia jest w twoich dniach.
Offline
Jej ręka drży tak, jak zapamiętałem.
- Co ty tutaj... Przecież ty nie żyjesz - mówię, a słowa mrożą mi krew w żyłach tak, jak robią to zazwyczaj. - On cię zabił - dodaję niemalże niesłyszalnym szeptem.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Kiwam głową, nie przestając gładzić jego twarzy.
- Zabił - potwierdzam i dodaję ciszej - a potem zrobił to samo z tobą.
Nie jest ważne, ile dni jest w twoim życiu.
Ważne jest, ile życia jest w twoich dniach.
Offline
Marszczę brwi.
- O czym ty mówisz, Ella? - Pytam nieco skonfundowany.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
- Co on z tobą zrobił, Jay? - Pytam. - Wyniszczył cię od środka. To od niego się zaczęło. Od tego momentu chłopiec, którego znałam, zaczął znikać. - Przeczesuję palcami jego włosy. - Nie powinieneś był go zabijać, Jay. - Widzę, że chce zaprotestować, ale zasłaniam mu usta dłonią. - Nie ze względu na niego. Ze względu na siebie i to, kim byłeś.
Nie jest ważne, ile dni jest w twoim życiu.
Ważne jest, ile życia jest w twoich dniach.
Offline
W jednym momencie czuję się dokładnie jak ten mały dzieciak, który chował się pod łóżkiem przed swoim ojcem.
- Miałaś mnie nigdy nie zostawiać - szepczę.
Wtedy dzieje się coś, czego nie robiłem od ponad 165 lat.
Pojedyncza, słona łza spływa po moim policzku.
A kiedy to się dzieje, kiedy uwalniam tą jedną, nie potrafię powstrzymać całej reszty.
- Obiecałaś mi to. Miałaś mnie nie zostawiać - mówię łamiącym się głosem, podczas gdy moja twarz robi się mokra od łez. - Ale to zrobiłaś. Na tak długi czas. - Biorę głęboki, drżący oddech. - Dlaczego teraz?
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Wycieram jego policzki rękawem mojej sukni.
- Nie płacz, Jay - mówię, co jest bez sensu. - Proszę cię.
Przytulam go, obejmuję z całej siły, na ile tylko mnie stać. Efekt nie jest zadziwiający. Zawsze byłam słaba.
- Dobrze wiesz, dlaczego teraz - szepczę mu do ucha smutnym głosem.
Nie jest ważne, ile dni jest w twoim życiu.
Ważne jest, ile życia jest w twoich dniach.
Offline
Wdycham zapach cynamonu, który czuć od jej włosów. Uspokajam oddech.
Jestem Jonathan Reynolds. Mam 182 lata. Nie 5.
- Bo umieram - mówię głosem, który nadal drży, mimo że próbuję to powstrzymać.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
- Mhm - mruczę potwierdzająco, nadal w niego wtulona. - Ale... czy to nie jest dla ciebie dobre? Nie jesteś już zmęczony? - Kręcę lekko głową. - Ten świat jest okrutnym miejscem, Jonathanie. A Jane umarła dawno temu. - Wzdycham cicho. - Dla kogo żyjesz, Jay?
Nie jest ważne, ile dni jest w twoim życiu.
Ważne jest, ile życia jest w twoich dniach.
Offline
Dla nikogo.
Nie ma nikogo, dla kogo mógłbym żyć. Nikogo, komu by na mnie zależało.
Waham się przez dłuższy czas. Potrafię żyć bez miłości.
Ale jestem już zmęczony. Mam już dość tego świata. Walki o przetrwanie. Tych wszystkich Obdarzonych, którzy nie potrafią się zachować. Wojny.
- Jest jeszcze Rosalie - mówię po dłuższym zastanowieniu.
Chyba naprawdę już głupieję.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Odsuwam się od niego. Uśmiecham się promiennie.
- Jednak coś dobrego cię tutaj spotkało - mówię naprawdę tym faktem uszczęśliwiona. Na raz jednak przypominam sobie, po co tak właściwie tutaj jestem. Poważnieję. - Ale to już ten czas, Johnny - mówię miękko.
Nie jest ważne, ile dni jest w twoim życiu.
Ważne jest, ile życia jest w twoich dniach.
Offline