Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
[tu wstaw zdjęcie]
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Stajemy kilka metrów przed ratuszem.
- Wchodzimy, niepotrzebnych zabijamy, bierzemy kasę, wychodzimy. Coś jeszcze? - pytam pozostałych. Jestem gotowa.
"Jeśli nie czujesz straty po odejściu człowieka, to znaczy, że ten człowiek nic dobrego dla ciebie nie zrobił."
Offline
- Łał, jaki plan. Po prostu weźmy tą kasę. - mówię i idę w stronę ratusza nikim się nie przejmując.
Jak ktoś będzie chciał zaatakować to wystarczy, że na niego spojrzę. Tyle.
Offline
Przewracam oczami. Naciągam kurtkę, upewniając się dokładnie, że nie widać broni.
- Narwaniec... - burczę pod nosem i ruszam w stronę ratusza razem z Chass. Kiedy wchodzimy, rozglądam się. - Zajmiesz się kamerami? - pytam nie patrząc na nią.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Jasne - mruczę i gestem dłoni sprawiam, że malutkie szybki pękają nie widocznie w poprzek, a same urządzenia padają pod wpływem mocy.
"Jeśli nie czujesz straty po odejściu człowieka, to znaczy, że ten człowiek nic dobrego dla ciebie nie zrobił."
Offline
Wchodzę do środka i widzę pierwszą osobę.
- A pan w jakiej...? - odwraca się do mnie i upada z bólu.
Ups. Czekam aż dziewczyny tu przyjdą.
Offline
Uderzam otwartą dłonią w czoło.
- Boże... - szybko zakładam maskę i wyciągam broń. Dziewczyna obok mnie robi to samo. - Nie mogłeś się powstrzymać? - rzucam do Alexkasndra.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
- Sam się o to prosił. - wzruszam ramionami.
Offline
Prycham. Jezu. Widzę biegnącego w naszą stronę strażnika. Ściskam mocniej dwa noże za sobą i po chwili wyrzucam je przed siebie, tym samym uziemiając strażnika przy ścianie. Prawie nie było widać, że użyłam mocy.
"Jeśli nie czujesz straty po odejściu człowieka, to znaczy, że ten człowiek nic dobrego dla ciebie nie zrobił."
Offline
Strażnik zaczyna się drzeć.
- Jak ja tego nie lubię - mruczę i strzelam do mężczyzny. Uśmiecham się z ulgą. - Od razu lepiej. Chodźmy - mówię i ruszam do przodu.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Potakuję głową i ruszam za Echo.
"Jeśli nie czujesz straty po odejściu człowieka, to znaczy, że ten człowiek nic dobrego dla ciebie nie zrobił."
Offline
-Skupmy się na tym gdzie ten facet trzyma kasę. - krzyżuję ramiona. - Chyba, że to już wiecie. Mają tu jakieś.. - nie zdążam tego powiedzieć, bo ze schodów zbiega ileś strażników. Lustruję każdego z nich wzrokiem, ale sprawy się trochę pogmatwały. Wyciągam pistolet i strzelam.
- Czy on ma jakiś skarbiec czy co? - pytam ich.
Offline
- Podejrzewam, że jak większość ludzi w sejfie. - Prycham. Jezu.
"Jeśli nie czujesz straty po odejściu człowieka, to znaczy, że ten człowiek nic dobrego dla ciebie nie zrobił."
Offline
- A sejf jest w jego gabinecie - dodaję strzelając. - Ale ja mam ochotę popatrzeć jak ten dupek się wykrwawia... Więc albo się pospieszycie albo idę sama.
Ruszam biegiem w stronę schodów. Z góry zbiega dwóch kolejnych strażników. Strzelam do jednego ale drugi zdąża wyciągnąć broń i wycelować we mnie.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Ruszam schodami za dziewczyną. Widzę, że jakiś strażnik w nią celuje. A co jakbym ja wycelował w niego? Mam lepszy pomysł. Zachodzę go od tyłu, przytrzymuję i wyciągam nóż, po czym szybkim ruchem odcinam głowę.
- Ruchy. - mówię i wyprzedzam ją o krok.
Offline
Doganiam pozostałych, strzelając po drodze w przechodni. Zabawne.
- To te drzwi - wskazuję ruchem głowy, trzymając pistolet w dłoni.
"Jeśli nie czujesz straty po odejściu człowieka, to znaczy, że ten człowiek nic dobrego dla ciebie nie zrobił."
Offline
Wchodzimy do gabinetu ale jest pusty.
- Fak... Chass zajmij się sejfem, a my idziemy szukać burmistrza - rzucam i wychodzę z gabinetu.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Słyszę niski głos dochodzący z góry.
- Jest na dachu. - mruczę. - Gdzieś tutaj jest klapa. Albo wyjście awaryjne. Szybko. - rzucam do Echo.
Offline
- Szybko, szybko... - burczę pod nosem i przyspieszam. - Ale masz rację. To musi być helikopter. Strażnicy są na dachu z... - nie kończę bo słyszą strzał.
Czuje podmuch, a po sekundzie widzę w ścianę na wysokości swojej głowy dziurę po kuli.
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Kiwam głową i rzucam broń na biurko. Gdzie może być sejf? Wzdycham ciężko i próbuję wyczuć jakiekolwiek drgania cząsteczek metalu. Wiem. Przewracam oczami i się odwracam w miejsce, gdzie wisi ogromny obraz burmistrza. No jakżeby inaczej. Podchodzę szybko i go zdejmuję, a moim oczom ukazuje się wielki metalowy sejf. Odgadnięcie kodu zajmie wieki, ale po co mam się wysilać skoro mam to? Ruchem ręki wyrywam metalowe drzwi. Szybko chwytam w dłonie dwa worki pieniędzy i podchodzę do okna. Kopię szybę, która rozpryskuje się na malutkie kawałeczki i wyrzucam po kolei worki do stojącego na dole samochodu. Nikt go nie może zobaczyć. Postarałam się o to.
Robię tak z wszystkimi workami, a następnie kosztownościami. Jak na burmistrza dużo tego ma. Wzdycha, gdy wyrzucam ostatni wisiorek z drogocennymi perłami.
"Jeśli nie czujesz straty po odejściu człowieka, to znaczy, że ten człowiek nic dobrego dla ciebie nie zrobił."
Offline
Znajduję awaryjną drabinkę. Wysoko nad nią jest pomieszczenie do otworzenia. Strzelam w nie pistoletem, ale ani drgnie.
- Cholera. Trzeba znaleźć coś mocnego, żeby to otworzyć. - ciekawe, czy przyślą tu jakiegoś Dobrego.
Zastrzelić i pogrzebać jak to mawiają...
Offline
Słyszę strzały. Szybko chwytam broń i biegnę do miejsca skąd pochodzą dane dźwięki. Strażnicy i chłopak, i dziewczyna. Strzelam z broni w tył głowy strażnikom i podchodzę do pozostałych. Klapa. Metal. No tak. Znów podnoszę dłoń, a klapa jak na moje zawołanie wyrywa się z zatrzasków.
"Jeśli nie czujesz straty po odejściu człowieka, to znaczy, że ten człowiek nic dobrego dla ciebie nie zrobił."
Offline
- Magnetica zawsze coś wymyśli - uśmiecham si zimno. - No ruchy!
Lepiej żeby mnie nienawidzili takim, jaki jestem, niż kochali kogoś, kim nigdy nie będę.
Offline
Polaris wbiega przez ścianę ratusza i zatrzymuje się. Pojawiam się przed jakimś blondynem i zeskakuje z konia. Uderzam go w skroń.
Ostatnio edytowany przez James (2016-07-06 12:50:38)
I am a question to the world
Not an answer to the heard
Or a moment
That's held in your arms
Offline
Szybko wspinam się po drabinie w górę.
- Za mną! - krzyczę, będąc na dachu.
"Jeśli nie czujesz straty po odejściu człowieka, to znaczy, że ten człowiek nic dobrego dla ciebie nie zrobił."
Offline