Wybrane

Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...

Nie jesteś zalogowany na forum.

Ogłoszenie

Witam wszystkich bardzo serdecznie! Proszę dodanie zdjęcia swojej postaci jako avatara/ zdj profilowe oraz proszę aby loginem było imię i nazwisko kandydatki. Pozdrawiam

#1 2016-10-24 21:27:07

Matthew Lawler
Fade/Matt
Skąd: Insolitam City
Dołączył: 2016-05-13
Liczba postów: 626
Klasa: Dobrzy
Wiek: 36
WindowsOpera 40.0.2308.90

Stary magazyn za miastem

Dia-Before-exterior.jpg

Wiadomość dodana po 1 h 57 min 34 s:
Nie mogę ich słuchać.
Z każdym słowem, które wypowiadają, mam ochotę tam wparować i ich zniszczyć. Zniszczyć. Rozwalić w pył.
Biorę głęboki oddech.
Nie mogę tego zrobić. Jeszcze nie.
Czekam przy drzwiach. Obserwuję. Przed drzwiami nikt nie stoi, jednak wiem, że w środku jest facet pilnujący wejścia, który z chęcią by kogoś zastrzelił. Wyraźnie się nudzi, skoro zamiast zachować czujność, gra w grę na smartfonie.
Podchodzę bliżej gdy zauważam zbliżający się samochód. To pewnie oni. Kolejna dostawa. Nie obchodzi mnie, co oni robią. Chcę tylko się dostać do środka.
Wtapiam się w otoczenie, gdy dwójka rosłych mężczyzn podchodzi do drzwi. Podają hasło i wchodzą do środka.
To moja szansa. Ruszam za nimi, wtapiając się w otoczenie i starając się niczego nie dotknąć, w ostatniej chwili wślizguję się do środka magazynu. Unikam ręki faceta pilnującego drzwi, na którą prawie wpadam.
Powstrzymuję odetchnięcie z ulgi. Nie mogę się wydać.
– Zanieście to tam, gdzie zawsze – warczy facet od drzwi, na co tamci nawet się nie odzywają i ruszają z miejsca.
Wymijam ich zwinnie i ruszam do przodu.
Do końca korytarza. Potem w lewo. Drugie drzwi po prawej prowadzą do hali produkcyjnej. Przechodzisz przez halę, wchodzisz przez mniejsze drzwi do schowka. Schowek ma drugą parę drzwi. Przechodzisz przez nie. Korytarzem do końca, ostatnie drzwi po prawej. Powtarzam sobie w głowie niczym mantrę. Byleby nie zapomnieć. Byle się nie pomylić.
Idę dokładnie wyznaczoną trasą, ignorując mijających mnie ludzi. W większości są to faceci-goryle, zbudowani niczym zapaśnicy, ubrani jak w gangu motocyklistów. Nie chcę wiedzieć, skąd oni biorą tych ludzi. I patrząc na to, czego się dowiedziała moja matka, nie chcę wiedzieć, do czego są zdolni.
Dochodzę w końcu do hali produkcyjnej. Drzwi są otwarte. Wszystko mi idzie łatwo. Zbyt łatwo…
Zatrzymuję się jak wryty.
Miała rację.
Po środku hali stoi dziwne urządzenie z metalowym krzesłem po środku. Tutaj nie ma tylu „gangsterów”. Są za to… naukowcy? Wszyscy ubrani w białe, lekarskie stroje. Zapisują coś. Obserwują.
A na krześle siedzi kobieta, podpięta różnistymi rurkami i kablami do urządzenia. Jest wychudzona, a jej twarz nie wyraża żadnych emocji. Gapi się w przestrzeń. Jej spojrzenie jest puste i przerażające. Dopiero teraz zauważam blizny rozprzestrzenione po całym jej ciele. Niektóre są stare, inne wyglądają na świeże. Wygląda to… przerażająco. Nagle jeden z naukowców pociąga za dźwignię. Słyszę prąd pełznący po drutach. Nie chcę tego widzieć.
I wtedy salą wstrząsa wrzask. Wrzask tej kobiety, która wcześniej wpatrywała się pusto w przestrzeń. Zamykam oczy i zaciskam dłonie na uszach. Ale nadal ją słyszę. W tej chwili nienawidzę swoich mocy. Nienawidzę. Do oczu nachodzą mi łzy.
W końcu nastaje cisza. Kobieta jeszcze chwile dyszy. To… dziwne. Jak to możliwe, że ona jeszcze żyje? Podnoszę wzrok w tym samym momencie, gdy ona podnosi swój. Przez jedną chwilę mam wrażenie, że intensywnie się we mnie wpatruje, a w jej wzroku dostrzegam konsternację i… strach? Ale jak to możliwe, że mnie widzi? Przecież jestem niewidzialny. Kobieta kręci głową. Prawie niezauważalnie.
Po chwili jednak znowu gapi się przed siebie z tym samym wyrazem bez emocji. Otrząsam się z otępienia i przechodzę dalej. Byle jak najdalej.
Przechodzisz przez halę, wchodzisz przez mniejsze drzwi do schowka. Schowek ma drugą parę drzwi. Przechodzisz przez nie. Korytarzem do końca, ostatnie drzwi po prawej.
W końcu trafiam na ostatnie drzwi po prawej.
Jest tam. Ten parszywy gnój tam jest. Taki pewny siebie. Okrucieństwo czuć od niego na kilometr.
– Potrzebuję akt Lawlerów – mówi do słuchawki, a mnie przechodzi dreszcz. – Trzeba zamknąć tę sprawę. Nie, nie mam w planach szukać ich bachora. Gówniarz niczego nie był świadomy. – Wzdycha. – Na cholerę mieli to mówić dwunastolatkowi? Myśl czasem, Jefferson, ty idioto. Tylko ta suka była zaplątana w całą sprawę. Jej mąż to przypadkowe poświęcenie.
Czuję, że łzy zbierają mi się w oczach na nowo. Dłonie mi drżą. Muszę poczekać. Muszę się uspokoić. Nie teraz. Matt, nie teraz…
Z impetem otwieram drzwi i wchodzę do środka. Zatrzaskuję je za sobą. Facet podnosi się z miejsca i rozgląda się po pokoju. A więc to on. Jackson Andrews. Te same szpakowate włosy, ciemnobrązowe oczy i blada skóra. Nawet garnitur ma ten sam, co na zdjęciu. Jest ode mnie wyższy. Wygląda jakby z łatwością mógł pokonać takiego dzieciaka jak ja.
Ale ja nie jestem zwykłym dzieciakiem.
Odkłada słuchawkę. A ja wtedy się pojawiam, celując do niego z broni.
– Ta suka miała imię – mówię przez zęby.
Facet wybucha krótkim, chłodnym śmiechem.
– A więc jednak się domyśliłeś. Zapewne jesteś Matthew, prawda? – Dopytuje.
– To kim jestem, nie ma teraz znaczenia – odpowiadam sucho. – Nie każdy musi wiedzieć, co jest powodem jego śmierci.
Andrews kręci głową. Nadal nie traktuje mnie poważnie.
– Jesteś pewny, że nie będzie na odwrót? – Pyta i sięga po coś pod stołem.
Podchodzę krok bliżej i kieruję nieco niepewnie broń w stronę jego głowy.
– Pokaż ręce, bo cię zastrzelę! – Mówię.
Nie potrafię. Boże, ja nie potrafię…
– Nie zrobisz tego i dobrze o tym wiesz – rzuca obojętnym tonem i wyciąga coś z szuflady.
Nóż.
– Nie zranisz mnie tym – informuję go.
– Nie doceniasz moich możliwości – stwierdza z wrednym błyskiem w oku i rzuca.
Nóż koziołkuje w powietrzu i uderza mnie w dłoń. Pistolet mi wypada, gdy ostrze rani moje palce.
Krwawię.
Jedna rana i to w palce, a ja czuję, że tracę siły.
– To wy je stworzyliście – zauważam z niedowierzaniem.
On tylko kiwa głową.
– Mhm. Ostrza, które mogą cię zranić, a na które nie działa twoja przyspieszona regeneracja – mówi, jakby opowiadał o tym, jaka jest na dworze pogoda. – Dziwi cię to? Chyba już wiesz, co tutaj robimy.
– Eksperymentujecie na ludziach. Wyniszczacie ich. Robicie swoje chore badania, które doprowadzają ich do obłędu i śmierci. Bawicie się Obdarzonymi i śmiertelnikami, by tworzyć broń – mówię, z sykiem wypuszczając powietrze. Cała dłoń mi drży. – Nie ujdzie ci to płazem.
Andrew uśmiecha się okrutnie.
– Mylisz się, Matty. To już mi uszło płazem.
Pokonuje dzielącą nas odległość i wbija mi nóż w brzuch.
Krew szumi mi w uszach, a ja już nie wiem, czy już nie żyję, czy dopiero mnie to czeka.


Don't uderestimate me.
I know more than I say, think more than I speak, notice more than you realize.
giphy.gif

Offline

#2 2016-10-24 23:30:19

Mara Lawler Castle
Umm... Mara?
Skąd: Insolitam City
Dołączył: 2016-06-26
Liczba postów: 207
WindowsOpera 40.0.2308.90

Odp: Stary magazyn za miastem

Wchodzę do pokoju i zamieram, gdy widzę Matta leżącego na ziemi.
- F-Fade? - Jąkam się przerażona.
Facet stojący nad nim podnosi wzrok. Gdy napotyka na mnie spojrzeniem, unosi oczy do góry.
- Czy Insolitam ma zamiar nasłać na mnie armię dzieciaków? - Pyta sam siebie rozdrażniony.
Celuję do niego z broni. Patrzę na niego zaciętym wzrokiem.
- Nie - syczę. - Jestem tu tylko ja.
- Dobrze, dziewuszko. Już to przerabiałam z twoim Fadem. Nie strzelisz, tak jak on. Do tego trzeba mieć wolę, której ty nie masz - mówi, schylając się po broń Matta.
Nie wiem, czy on w ogóle żyje.


Abracadabra!
...
Nope. You're still a bitch.
tumblr_mzg93hWdw61t62v5ao1_500.gif
giphy.gif

Offline

#3 2016-10-24 23:36:24

Jonathan Reynolds
Darth Vader
Dołączył: 2016-04-11
Liczba postów: 713
WindowsInternet Explorer 11.0

Odp: Stary magazyn za miastem

Nawet nie wchodzę do pomieszczenia, gdy strzelam.
- Ona może nie ma. - Czuję satysfakcję, widząc zaskoczenie na twarzy Andrewsa. Robię krok do przodu. - Ale ja mam.
- Reynolds - warczy mężczyzna.
Unoszę brew.
- Zawsze wiedziałem, że umrzesz z tym nazwiskiem na ustach - stwierdzam.
Przejmuję kontrolę nad jego emocjami. Sprawiam mu ból. Ten zwija się na ziemi, wrzeszcząc. Zauważam przerażone spojrzenie Maralynn.
- Nie patrz, jeśli się boisz - mówię zimno. W końcu zostawiam Andrewsa w spokoju i strzelam mu w głowę. Ignoruję ciało opadające bezwładnie na ziemię. Nachylam się nad Matthew. - Masz swoją zemstę, Fade.


I'm only human after all
Don't put the blame on me

fb27f164da49488373ded6f5f1caeb67.gif
tumblr_nn6vk3fzDq1u41vwvo2_500.gif

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
radiosuperstar - lagcraft - hekatomba - e-life-mta - kappaspeak24