Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Zniknął. Ma takie zdolności jak ty. - Mówię. - Możesz mi łaskawie wyjaśnić o co chodzi?
Every time I see you oh I try to hide away
But when we meet it seems I can't let go
Every time you leave the room I feel I'm fading like a flower
Offline
Nie ma mowy, żebym jej powiedział. Ostatnio jak o tym usłyszała zaczęła trochę... panikować.
- Nie ufasz mi?
The only sensible way to live in this world is without rules.
Offline
- Um... nie. Co jak co, ale jesteś dobrym kłamcą. Ale, rób co chcesz. Ja pewnie jeszcze zostanę i postaram się upić. - Mówię, zastanawiając się o co może mu chodzić.
Zobaczył kogoś? Chłopak? Dziewczyna? Wzruszam ramionami i żegnam się z nim. Zostaję sama.
Every time I see you oh I try to hide away
But when we meet it seems I can't let go
Every time you leave the room I feel I'm fading like a flower
Offline
Wymijam kolejnych ludzi, szukając Napoleona, jednak nigdzie go nie ma. W miejscu, gdzie go zostawiłam, stała tylko jakaś dziewczyna. O mój Boże... A co jeśli... Jeśli spanikował? I uciekł? Może być teraz gdziekolwiek zupełnie sam.
Jezu, co ja narobiłam. Nie powinnam go zostawiać. Nie powinnam.
- Leon?! - krzyczę. Jest już znacznie mniej ludzi, ale i tak panuje chaos. Łzy zaczynają mi napływać do oczu, kiedy nigdzie go nie dostrzegam. Nic mu nie może się stać. Nic.
Offline
Odwracam się słysząc swoje imię,
- Lam..? - pytam cicho sam siebie. Znalazła mnie? - Lam? - wołam trochę głośniej, mając nadzieję, że rozpozna mój głos.
Offline
Przekręcam głowę w bok, słysząc głos Napoleona. To na pewno musi być on.
Wyostrzam wzrok kiedy widzę skuloną sylwetkę pod drzewami. Szybko podążam w tamtym kierunku, aczkolwiek niepewnie. - Jezu, Leon, jesteś. - mówię z widoczną ulgą, kiedy mam pewność, że to on. Podbiegam do niego i ściskam najmocniej, jak potrafię. Czuję, jak jego mięśnie napięły się pod koszulką. Jest zły.
Offline
- Zostawiłaś mnie. - mówię o dziwo bardziej łamiącym się głosem niż złym. - Nie powinnaś. Obiecałaś. Nawet nie wiesz, co ja przeżyłem... - ciągnę, lecz głos mi się już kompletnie załamuje. Mam ochotę krzyczeć, wrzeszczeć za to co zrobiła, ale nie mogę. Mimo wszystko to nie jej wina.
Offline
- Chodź. - mówię stanowczym głosem. - Wracamy do domu. Opowiesz mi wszystko. - Widzę, jak kręci przecząco głową. - No chodź. - ponaglam go, łapiąc za rękę. Kątem oka zauważam liczby na jego ręce. Zaraz... Czy to numer telefonu? Co tam robiła ta blondynka? Co się wydarzyło? Koduję w pamięci trzy pierwsze liczby, bo one jako jedyne okazały się wyraziste w zasięgu mojego wzroku i ruszam w kierunku domu. Na razie nie pytam go o nic.
Offline
Na drugi dzień po imprezie, po tym jak wyszłam z domu rodzinnego i wróciłam do mieszkania. Zorientowałam się, że nie ma nigdzie Tristana. Jezu chyba zapomniałam mu dać klucze. Prawdopodobnie został na imprezie. Kurde ale i tak musiałabym iść po samochód. Jakiś nieokreślony czas później jestem znowu w miejscu gdzie znajdowała się impreza. Jakoś się dotoczyłam.
Offline
Jeśli mam być całkowicie szczery, to spanie na piasku jest raczej średnio wygodne. Po tym jak Aquamarine gdzieś zniknęła, zacząłem szukać Chloe, której jednak nigdzie nie było. Po kilku godzinach czekania doszło do mnie, że prawdopodobnie pojechała do kogoś na noc i raczej już jej nie zobaczę. Z kompletnego braku pomysłu, gdzie jest mieszkanie, do którego i tak nie miałbym kluczy, zostałem na plaży.
Około 11 nad ranem widzę zblizającą się znajomą sylwetkę. Dzięki Bogu, Chloe. Zaczynam iść w jej stronę.
Offline
- Gdzie ty byłeś? Miałeś mnie pilnować żebym z swoją słabą głową się nie upiła.- wzdycham a po chwili uśmiecham się i podchodzę bliżej niego.
Offline
-Pragnę zauważyć, że to ja musiałem spać na plaży- przewracam oczami.
Po chwili zauważam, jak dziewczyna się zatacza. Śmieję się pod nosem i podbiegam do niej. Obejmuję ją w talii i podtrzymuję, żeby się nie przewróciła.
-Oj, Chloe, Chloe, Chloe... Ile ty wczoraj wypiłaś, kochana? Wyglądasz jak konająca antylopa. I kto tak miły przygarnął cię na noc- poruszam wymownie brwiami.
Offline
- Rodzice.- wzdycham teatralnie.- Bliźniaki mnie zgarnęły z imprezy i zawiozły do domu rodziców. Rano dostałam od paczkę prezerwatyw, wróć nawet dwie paczki prezerwatyw.- uśmiecham się słabo.- A teeeraz umieram.
Offline
-Powiedz bliźniakom, żeby następnym razem pomyślały tez o twoim biednym towarzyszu, który musiał spać na plaży- przewracam oczami- Nie dziwię ci się, aż dziwne, że doszlas tu z takim kacem. Odwiozę cię daj tylko kluczyki- wyciągam do niej rękę.
Offline
-Specjalnie dla ciebie się tak poświęciłam i tu doszłam .- mrugam do niego i podaję mu kluczyki, zupełnie zapominając że w Anglii są zupełnie inaczej pasy ruchu albo coś tam.
Offline
Problem pojawia się w sumie dopiero wtedy, gdy rodkładam Chloe na tylnich siedzeniach i dochodzi do mnie, że tu wszystko jest odwrotnie.
-Cholera- mówię, siadając niepewnie przed kierownicą
Offline
- Coś nie tak?- gwałtownie podnoszę głowę z tylnego siedzenia przez co robi mi się niedobrze,
Offline
-Nic, nic. Leż spokojnie- mruczę, odpalając samochód.
To nie może być takie trudne...
Zmieniam zdanie po tym, jak prawie wjeżdżam w płot, wyjeżdżając spod plaży.
Offline
- Tristan! Co to był za huk?!- mówię podniesionym głosem podnosząc się do pozycji siedzącej.
Offline
-Chloe, jeśli nie chcesz zarzygać sobie samochodu, to mówię ci, lepiej leż- jak na potwierdzenie zarzuca nami, gdy gwałtownie skręcam.
Offline
- Boże, możesz tak nie trząść?- jęczę i wymiotuję w papierową torebkę, którą znalazłam na tyłach auta i ponownie się kładę.
Offline
Zaczynam się głośno śmiać. Matko, ale to idiotyczne. Praktycznie wjeżdżam w auto jadące z naprzeciwka i znowu parskam śmiechem.
-Spójrz na to z tej strony, Chloe. Jeśli umrzemy, będziemy bardzo szczęśliwą parą aniołków w Niebie
Offline
- Jezu, czy ty coś sugerujesz? Słyszałam ten pisk opon.- przełykam nerwowo ślinę.
Offline
-Jakby co to powiedzieć... Przyjechałem to wczoraj. Z Anglii, o ile jeszcze pamiętasz. A w Anglii, tak się składa... mamy ruch lewostronny.
Wyjeżdżam na prostą i oddycham z ulgą.
Offline
- Matko dlaczego od razu nie mówiłeś?- marszczę brwi i siadam.- Boże zginiemy!- jęczę.
Offline