Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Pokój Jonathana i Rosie
Pokój Melissy
Przez całe życie snuje się za fascynującymi mnie ludzmi,
bo dla mnie prawdziwymi ludzmi są szaleńcy ogarnięci szałem życia, szałem rozmowy,
szałem pożądania, pragnący wszystkiego na raz.
"Chciała poczuć znowu, jak to jest po prostu żyć - zamiast snuć się niczym zombi i przyglądać się, jak żyją inni."
Offline
Wchodzę bez pukania do mieszkania, otwierając sobie własnym kluczem.
- Cześć, dziadku! - Wołam wesoło od progu.
Zdejmuję buty i wbiegam do salonu, rzucając się na kanapę.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Wzdycham, słysząc Chrisa i wychodzę ze szklanką whisky z kuchni.
- Już nawet nie będę ci zwracał uwagi na to, że nie jestem twoim dziadkiem, Christopherze. - Siadam w fotelu obok kanapy, na której rozwalił się Chris.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
- No wieeem. - Przekręcam się na brzuch i opieram głowę na oparciu kanapy, patrząc na Jonathana. - Nie martw się. Bycie moim dziadkiem nie czyni cię starym. Dodaje ci doświadczenia. Szacunek za to, że tyle czasu ze mną wytrzymałeś, Johnny.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Przewracam oczami. Na mojej twarzy pojawia się nikły uśmiech. On tak bardzo przypomina mi Samanthę, gdy była w jego wieku...
- Jeśli zamiast tego masz mówić do mnie "Johnny", to może lepiej zostańmy przy tym dziadku.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Uśmiecham się promiennie.
- Na to liczyłem, dziadku. - Zerkam na szklankę w jego dłoni. - Dasz się napić? - Dziadek unosi brwi i patrzy na mnie jak na idiotę. - Nie? No cóż. Zawsze warto było spróbować.
Siadam na kanapie już normalnie.
- Swoją drogą, wolałbym się z tobą spotkać gdzieś poza Reynolds Consolidated. Zapuścisz tutaj korzenie, dziadku. Mogę cię przedstawić mojej szczęśliwej latarni.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Naprawdę nadużywa słowa "dziadek". Kręcę głową zrezygnowany.
- Szczęśliwej latarni? Przedstawić? Czy ty siebie słyszysz, Christopher? - Unoszę oczy do góry. - Twój ojciec powinien zabrać cię na jakieś badania psychiatryczne.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Staram się z całych sił nie wybuchnąć śmiechem. Większość ludzi patrzy na mnie w ten sposób, co dziadek, ale z nim rozmowy są wyjątkowo zabawne.
- Może okażę się tak samo walnięty jak Mel. - Kręcę głową rozbawiony. - Dobra, dobra. Cofam to. Wiem, że Lissa jest normalna. Trochę dystansu.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Odkładam szklankę na stolik.
- Bardzo śmieszne, Chris - mruczę. - Powinieneś był tu przyjść, gdy jest tutaj Rosie. Ona zawsze wie, jak cię zająć.
Podziwiam tę kobietę, że potrafi z nim wytrzymywać.
Po prostu przyznaj, że tak naprawdę go lubisz Jonathan.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Patrzę na niego nieco zaskoczony.
- Dziadek, powiedziałeś na mnie "Chris", zdajesz sobie z tego sprawę? - Przechylam lekko głowę. - Wracając do tematu, specjalnie tutaj przyszedłem, kiedy nie ma baby. Kiedy ona jest, zazwyczaj się ulatniasz. - Unoszę brew. - W sumie, jest mi przykro.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Nie mogę uwierzyć, że może istnieć osoba, która cieszy się ze wszystkiego. To wręcz irytujące.
Czytam z jego emocji i wtedy widzę, że jednak nie jest tak kolorowo, jak się wydaje.
- Dobra, dzieciaku. Opowiedz mi, co się dzisiaj stało. - Patrzę na niego znacząco. - Dobrze wiesz, że czytam emocje.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
No i cały dobry humor szlag trafia.
- Yay, dziadek jest jak Kindle do emocji - próbuję żartować, ale mi nie wychodzi. Wzdycham. - No... chodzi o Kate.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Krzywię się niemalże niezauważalnie.
- O tę wywłokę, której tak nie lubię?
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Praktycznie kulę się na kanapie. Zwieszam głowę, patrząc na idealnie wypolerowaną podłogę. Tutaj wszystko jest idealne.
- No... - tracę pewność siebie. - No o nią właśnie. Tak jakby... miałeś co do niej rację - mamroczę.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Marszczę brwi.
- Oczywiście, że miałem rację. Co ona znowu zrobiła, Chris? - Pytam chłopaka, przyglądając się mu.
I dlaczego mnie to w ogóle obchodzi?
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
- Znowu mnie nazwałeś Chris. - Uśmiecham się smutno. - A co robią wywłoki, dziadku? Znalazła sobie innego. może pół roku po tym, jak zaczęliśmy się spotykać. Także od ośmiu miesięcy masz co do niej racje. Powinieneś się cieszyć.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Kiwam głową w zamyśleniu.
- Masz rację, powinienem. Zapomniałeś jednak, że ja prawie nigdy się nie cieszę.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Mrugam kilka razy, patrząc na niego.
- Czy ty próbowałeś żartować? - Marszczę lekko brwi zaskoczony, po czym wybucham serdecznym śmiechem. - Próbowałeś zażartować, dziadek! Do czegoś się jednak ta moja naiwność do ludzi przydała!
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Kręcę głową.
- I znowu wraca zwyczajny Christopher - mówię zrezygnowany dopijając whisky do końca.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Siadam na brzegu fotela obok niego i dźgam go łokciem w ramię.
- Wiem, że lubisz zwyczajnego Christophera! - Śmieję się lekko, ale zaraz poważnieję. - Nie no. Naprawdę źle się z tym czuję. Po prostu... - Szukam odpowiednich słów.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
- Po prostu boisz się tego okazać - kończę za niego zdanie, kiwając głową ze zrozumieniem. Podnoszę na niego wzrok. - Po raz kolejny podczas dzisiejszej rozmowy przypominam ci Christopherze, że czytam emocje. Czasami sam siebie zadziwiam, że nie próbuję ci popsuć humoru, kontrolując je.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Offline
Przewracam oczami.
- Ha. Ha. Bardzo śmieszne. - Waham się przez chwilę. - Może masz rację.
Milczę przez dłuższy czas, zastanawiając się nad wszystkim. W końcu się poddaję.
- Dzięki. Ale teraz chyba pójdę popływać. - Wstaję z miejsca. - Jak spotkasz Mel, to powiedz jej, że tata chciał, żeby przyszła do niego na próbę do teatru w środę. - Znowu milknę. - Ahm. No i dziękuję.
Zostawiam swój plecak i bluzę na kanapie i przechodzę przez drzwi prowadzące na basen.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Już trzeci raz podchodzę do jej drzwi. Tak bardzo chcę z nią porozmawiać... Ale Melissa akurat zaczęła coś gra i za każdym razem gdy muzyka cichnie, próbuję zapukać. W końcu mi się udaje.
Pukam dwa razy. Cisza. Pukam jeszcze jeden raz i czekam. Czekam, czekam... Już mam zamiar odejść gdy drzwi się otwierają. Wzdrygam się zaskoczona, po czym uśmiecham do dziewczyny.
- Cześć, kochanie. Mogę pogadać z tobą?
Nic, zero reakcji. Strasznie tego nie lubię. O wiele bardziej wolę kiedy się na mnie denerwuje i wścieka niż kiedy jest...
Dziewczyna kiwa głową i bez słowa odchodzi od drzwi. Wchodzę do pokoju. Jak zwykle ściany są innego koloru. Tym razem są ciemno zielone, kolor jest przyjemny dla oka i wbrew pozorom nieprzygnębiający.
Melissa siedzi na podłodze oparta plecami o łóżko. Już zdążyła wziąć gitarę i brzdękać na niej. W pomieszczeniu panuje chaos. Sterty kartek poukładane w kupki, jakieś nieposkładane ubrania na łóżku i biurko zawalone książkami.
Kobiety lubią siłę, ale jej nie naśladują; mężczyźni zaś - delikatność, ale jej nie odwzajemniają.
Offline
Mama siada obok mnie. Milczy, czekając, aż dam jej jej znak, że może mówić. Zawsze tak robi. Jeszcze przez chwilę gram melodie, którą niedawno ułożyłam, jednak nie mogę odwlekać tego w nieskończoność. Wzdycham i kładę dłoń na strunach.
- O co chodzi? - pytam, choć i tak domyślam się o czym chce rozmawiać. W końcu dopiero wczoraj wróciłam do domu...
Przez całe życie snuje się za fascynującymi mnie ludzmi,
bo dla mnie prawdziwymi ludzmi są szaleńcy ogarnięci szałem życia, szałem rozmowy,
szałem pożądania, pragnący wszystkiego na raz.
"Chciała poczuć znowu, jak to jest po prostu żyć - zamiast snuć się niczym zombi i przyglądać się, jak żyją inni."
Offline
Biorę głęboki oddech, przyglądając się dziewczynie.
- Martwię się, Mel. Po prostu się martwię i chcę wiedziec czy nie potrzebujesz pomocy. Doskonale wiesz, że ja, tata, Matt, a nawet Chris w ten jego magiczny sposób, możemy ci pomóc. Wystarczy, że powiesz jedno słowo...
Kobiety lubią siłę, ale jej nie naśladują; mężczyźni zaś - delikatność, ale jej nie odwzajemniają.
Offline