Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Powiedz rodzicom, że wszystko już w miarę okej, żeby nie martwili.- mówię i przykrywam się kołdrą.- Doobranoc.- przymykam oczy.
Offline
Uśmiecham się delikatnie i wychodzę z pokoju siostry.
• • •
Uczepiam się go, nie chcąc go wypuszczać z moich ramion. Wargi mi drżą. Nie wiem, co powiedzieć.
On całuje mnie w czubek głowy.
- Wszystko będzie dobrze - mówi cicho.
Łzy jednak nie przestaną cieknąć, a na jego mundurze robi się mokra plama.
- Jack, nie rób tego - wyrzucam z siebie. Odsuwam się od niego na krok, jednak kurczowo trzymam się jego łokci. Patrzę na niego z nadzieją. - Proszę. Uciekniemy. Możemy to zrobić. Jestem gotowa na to, żeby się ukrywać.
Widzę ból przebiegający po jego twarzy. Odwraca ode mnie swoje ciemnobrązowe oczy.
- Nie możemy tego zrobić, Elle - mamrocze.
Łapię go za podbródek i odwracam jego głowę w moją stronę. Jest ode mnie sporo wyższy, dlatego muszę stawać na palcach. Cała drżę. Czuję moją determinację... A może to już desperacja?
- Możemy. Przecież wiesz, że możemy. - Błądzę spojrzeniem po jego twarzy. Gdy jednak nie znajduję w niej ani trochę nadziei na przyzwolenie, odsuwam się gwałtownie. Patrzę na niego z wściekłością. - Nie pojedziesz do żadnego, cholernego Wietnamu, rozumiesz Jack?! - Zaciskam dłonie w pięści. - Nie pozwalam ci!
- Elle, proszę cię... - zaczyna i wyciąga rękę, którą ja odpycham.
- Nie! Nie pojedziesz tam, rozumiesz?! A co ze mną? Z... - Patrzę w dół na mój brzuch. - Co z nami, Jack?
Przymyka oczy. Serce mi przyspiesza. Czuję, że zaraz rozlecę się na kawałki. Cała się trzęsę i prawie bym się przewróciła, gdyby on mnie nie złapał. Szlocham w jego ramię, a on obejmuje mnie, całuje, trzyma, żebym się nie rozpadła.
Choć zdaje mi się, że już do tego doszło.
• • •
Budzę się z szybko bijącym sercem. Łapię oddech, próbując się uspokoić. Jest jeszcze ciemno. Zerkam na zegarek, który wskazuje godzinę czwartą zero trzy. Zamykam oczy. Wdech nosem, wydech ustami. Wdech nosem, wydech ustami...
- To tylko sen - szepczę sama do siebie. - To sen. Jesteś w dwudziestym pierwszym wieku i to tylko sen. Nazywasz się Robyn Faith Williams. Robyn. Nie Elle. Robyn - próbuję zapewnić sama siebie.
You'll always be mine, in the back of my mind... I'll look for you first in my next life.
Offline
Podążyłam za zapachem Emmy pod różowy domek.
Okno po lewej należy do niej. Słyszę, jak kładzie się spać. W domu są jeszcze trzy inne osoby.
Kalkuluję w głowie cały mój plan od początku do końca.
Leon może się tu zjawić w każdym momencie.
- Oho. - mówię. - O wilku mowa. - odwracam się w bok, zakładając kominiarkę.
Offline
- Nic jej nie zrobisz. - protestuję. - Mówiłem ci, że nikomu nie powiedziała! - mówię zbyt głośno.
Offline
- Odsuń się. - grożę.- Zrobię to co muszę. - Zaczynam iść w bok, ignorując protesty Leona. Nie powstrzyma mnie.
Mimo wszystko szkoda mi tej dziewczyny. Nie zawiniła niczym. Po prostu znalazła się w niewłaściwym miejscu o nie właściwej porze.
Offline
Staję przed nią.
- Mówię poważnie. Niczego jej nie zrobisz. - ciągnę i w wampirzym tempie wpadam przez okno do pokoju Emmy. Szkło rozsypuje się na ziemi. Muszę ją zabrać.
Offline
Cholerny Leon.
Burczę coś pod nosem i z rozbiegu skaczę i "wfruwam" w ścianę tuż obok okna. Kawałki betonu i płyt padają tuż na podłodze, a za mną widnieje wielka dziura w ścianie. Na ziemi walają si ę gruzy i pyłki tego, co jeszcze kiedyś tu stało. No cóż. Nie dali mi wyboru.
- Witaj, Emmo. - uśmiecham się smutno. - I żegnaj, Emmo. - dodaję, zbliżając się do niej.
Ostatnio edytowany przez Lambda (2016-11-25 22:49:14)
Offline
Ku*wa dom mi rozpieprzają :_:
Słyszę huk w domu? Co jest, najazd jakiś?
- Słyszałaś? - pytam Mirage.
Offline
Budzę się gdy słyszę huk. Matko co się dzieje? Otwieram oczy i widzę zmierzającą w moją stronę Lambdę i Leona obok. Czyżby sen na jawie? Może po prostu za dużo nich myślałam. Prostuje się na łóżku i przecieram oczy ale oni wciąż nie znikają a ja nadal mam dziurę w ścianie i rozwalone okno.
Offline
Otwieram oczy. Nawet nie spałam. Zrywam się z łóżka.
- To w pokoju Emmy.
Biegnę na miejsce i wpadam tam, prawie rozwalając drzwi. Prawie. Jednak widząc, co się stało ze ścianą, mam wrażenie, że jedne drzwi w tą czy w tą nie zrobią różnicy.
- Zostawcie ją w spokoju - warczę. Wyczuwam emocje ich obu i z zaskoczeniem zauważam, że chłopak wcale nie chce nic jej zrobić. Moje oczy zmieniają się w szparki. - Ty, mała szmato, zostaw moją córkę w spokoju.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
- Rozwaliłaś ścianę. - stwierdzam fakt. O cholera. Ona serio chce ją zabić. Przełykam wielką gulę w gardle. I robię coś czego nie powinienem.
- Emma, uciekaj! - drę się tak głośno, że aż pęka wazon na szafce nocnej z kwiatami.
Offline
Podążam za kobietą do pokoju Emmy. To ten... to jego widziałem.
- Wynoś się stąd ty skurwysynu. To przez ciebie. - Warczę nie zwracając uwagę na dziewczynę obok.
Offline
- Wszystko zepsułeś! - syczę i spoglądam na wbiegającą kobietę. Cholera. Bez wahania łapię Emmę w pasie i razem wylatujemy przez dziurę w ścianie na zewnątrz.
Offline
Łapię Alexa za dłoń. Coś jest z nimi nie tak.
- On jest po naszej stronie - szepczę.
Jednak wtedy ta dziwka łapie Emmę i wylatuje z nią przez okno. Patrzę przerażona na Alexa, po czym z rozpędu wyskakuję przez okno, nie robiąc sobie przy tym żadnej krzywdy. Uderzam od tyłu dziewczynę w głowę.
- Powiedziałam. Zostaw. Moją. Córkę - syczę.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
Odwracam się wściekła.
- Nie mieszaj się w to. - syczę. - Emma, idziemy. - mówię, ponownie ją łapiąc za rękę. Cholera w co ja się wpakowałam! Mam szaloną mamuśkę na karku. To twoja wina Leon. Zginiemy oboje.
Offline
Zamieniam jeden z moich palców w nóż i podbiegam do niej, łapiąc ją od tyłu i przystawiając nóż do gardła.
- To tylko początek - syczę jej do ucha. - Jeśli jej nie puścisz, będzie jeszcze gorzej. Będzie to najgorszy moment twojego życia. O ile nie ostatni. Bo wiesz, co? Ludzi można zabić. Mnie nie można.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
Mam ochotę się roześmiać. Ludzi.
- Próbuj szczęścia. - burczę, zaciskając uścisk na dłoni Emmy.
Offline
Ignoruję wszystko co się dzieje i spoglądam na dziewczynę. Niech tylko na mnie spojrzy, a jej życie zostanie Piekłem. W oczach mam rządzę mordu.
Offline
Mam ochotę coś zrobić. Cokolwiek. A mimo to stoję pod czujnym okiem, jak podejrzewam ojca Emmy, nie mogąc się ruszyć. Widzę jego minę. Chce zabić Lam. Oboje chcą.
Offline
Co się właśnie do jasnej cholery dzieje?! Dlaczego siostra Leona chce mnie zabić? Dlaczego moja mama chce ją zabić? Dlaczego właśnie wyleciałam przez okno? Nie to niemożliwe to się nie dzieje naprawdę.... Nagle czuje ból w nadgarstku dziewczyna trzyma mnie za mocno.. Czyli to jednak dzieje się naprawdę skoro czuje ból.- Auuć, puść mnie!- zaczynam się szarpać.
Offline
Przewracam oczami, nadal trzymając jej nóż przy szyi.
- Och proszę cię. Wiem kim jesteś kretynko. - Odsuwam dłoń od jej szyi i zamieniam rękę w jeszcze większy nóż.
Mam wrażenie, że tracę kontrolę.
Nazywam się Mirage Williams. Nie chcę tego robić. Nie chcę.
I can do anything I want. I'm a human being, not some god-damn robot.
Offline
Chcę żeby ją zabiła. Bardzo chcę. W głębi duszy trzymam kciuki za Mirage, a z drugiej patrzę wrogim wzrokiem na tego nieudacznika.
Offline
- Każ ją powstrzymać. - mówię. Nie wierzę, ale przełamuję swój strach i zwracam się do starszego mężczyzny. - Niech jej nie zabija. To moja jedyna rodzina. - Wiem, że łgam. Ale nikt więcej nie może się dowiedzieć o nas. Nikt. Popełniłem błąd ratując Emmę. Teraz to widzę.
Offline
- To moja rodzina. Nikt nie ma prawa jej atakować. - Syczę powstrzymując się od zabicia, ale za to spoglądam mu w oczy przez co zaczyna czuć niewyobrażalny ból. - Dostanie to co się jej należało.
Offline
- I tak mnie nie zabijesz. Nie dasz rady. - stwierdzam, oddalając się w tył. Spoglądam na wystraszoną Emmę, wybuchającą mamuśkę, złego ojca... i właśnie. Odnajduję szybko Leona i próbuję wyczytać emocje z jego twarzy. Obwinia się. Jest wystraszony i jednocześnie zły. Nie powinnam tak się na niego wydzierać.
Cholera.
Brakuję tu jeszcze tylko wyrzutów sumienia i czułości.
Ostatnio edytowany przez Lambda (2016-11-25 23:35:07)
Offline