Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Nie wiem, czy to był dobry pomysł, ale to jest coś, co pierwsze przychodzi mi do głowy. Flo wyjechała do Nowego Jorku. Jednak rodzice jej pozwolili. Dziwne nie mieć jej przy sobie w takiej chwili.
Staram się oszacować, które okno prowadziło do pokoju Tessy. W końcu udaje mi się je znaleźć, a przynajmniej taką mam nadzieję, i zaczynam się wspinać po pobliskim drzewie. Gdy już jestem na górze, pukam w szybę, prawie spadając na dół. Przełykam ślinę. Było blisko.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Siedzę przy ścianie z pędzlem kończąc niesforny obrazek, który co chwila porusza się nie mogąc doczekać końca. Śmieje się cicho.
Słyszę pukanie do okna i wystraszona przestaje się uśmiechać. Widzę w oknie...
- Chris? - pytam zdziwiona i zdenerwowana. Zerkam na ciekawski obrazek za sobą. - Uspokój się - proszę, błagalnie, bardziej siebie niż jego bo tylko i wyłącznie ode mnie zależy czy będzie się ruszał czy nie. Kiedy podchodzę do okna strasznie się stresuję no bo jak niby wyjaśnię mu skaczące po ścianach obrazki, a jak tylko się zdenerwuję przestanę nad tym panować.
Trzęsącymi dłońmi otwieram okno i do pokoju od razu wpada chłopak.
- Wszedłeś... Przez okno - mamroczę, przyglądając mu się zaciekawiona.
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
Kiwam lekko głową.
- Mogę? - Wskazuję na jej łóżko, a ona zestresowana kiwa głową.
Siadam i opieram głowę na dłoniach.
- Przepraszam za najście - mówię po chwili milczenia.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Siadam na podłodze na nogach i kładąc dłonie na kolanach. Oł, nawet się nie trzęsą. Uśmiecham się dumna z siebie i podnoszę wzrok w górę.
Kręcie głową na boki.
- Malowałam - mówię cicho, zerkając na sekundę w bok na folie na której jeszcze przed chwilą siedziałam i farby.
Przyglądam mu się zaciekawiona chcąc się spytać czy coś się stało ale jestem w stanie na razie tylko posłać mu pytające spojrzenie.
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
Podnoszę głowę i wtedy dopiero zwracam uwagę na obraz stojący z boku.
- Ty to malowałaś? - Marszczę brwi. - Głupie pytanie. Masz talent, Tess.
Jestem cholernie zmęczony. Powinienem chyba był zostać w domu i iść spać, ale nie mogłem znieść tego hałasu.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Kąciki moich ust drgają.
- To nic takiego - mówię, uśmiechając się szerzej. Czuję ciepło na policzkach. Zerkam jeszcze raz na płótno na którym wdzięczy się duży kolorowy ptak, każde pióro ma chyba po kilka odcieni. - Siedzę przy nim już od ponad tygodnia, nazwę go chyba Wiercipiętą - próbuje zażartować, szkoda tylko, że Chris nie zrozumie.
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
Przechylam lekko głowę.
- No... ciekawe imię, nie powiem. - Uśmiecham się lekko. Nie jestem jakoś w formie. - Adekwatne?
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
- Zdecydowanie - potwierdzam. Przysuwam się bliżej płótna. - Wyobraź to sobie, te szczególiki, a tu nagle on uważa, że chcę zmienić pozycję lub rozprostować skrzydło - chichoczę. - Widać to po nim, że lubi się wdzięczyć i pokazywać z jak najlepszej strony. Jest dumny z tego jaki jest - opisuję cały obrazek zahipnotyzowana jego barwami.
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
Przyglądam się jej przez dłuższy czas. Widzi w sztuce to, co ja widzę w muzyce. Uśmiecham się automatycznie. Jak na siebie, sporo mówi. Musi naprawdę się tym pasjonować.
Podchodzę do niej i staję obok, przyglądając się rysunkowi.
- Nazywaj go Wiercipiętą, a ja nazwę go Ciapek. Tak żeby mu za bardzo ego się nie wydęło. - Śmieję się słabo. - Jest przepiękny. Tylko mu tego nie mów.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Kiwam głową rozbawiona choć czuję że jestem coraz bardziej zdenerwowana. Biorę głęboki oddech.
- Coś... Się stało, Chris? - pytam ostrożnie, delikatnym głosem.
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
- Nie. - Kręcę lekko głową. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, co robię. Udaję. - To znaczy tak. Ciężko to wyjaśnić. - Zaczynam odruchowo bębnić palcami o szafkę. - To trochę... nie wiem. Rodzice się pokłócili. Naprawdę, praktycznie się nie kłócą. I w sumie to wszystko moja wina. Nie wiem... Właściwie... Tak naprawdę... - Plączę się przy mówieniu. Wzdycham. - Nie wiem. Musiałem uciec. Nie miałem żadnego pomysłu. Nie powinienem cię obarczać moją głupotą i przychodzić tutaj.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
- Obarczać twoją... Głupotą - powtarzam po nim kiedy milknie. Chris uśmiecha się słabo i kiwa głową. Przez cały czas wpatruje się w niego zafascynowana, zastanawiając się nad tym co widzę. Nad.niepewnym i zagubionym Chrisem. To dla mnie coś nowego. - Bardzo się tym przejmujesz - stwierdzam cicho, ciągle na niego patrząc. - Spróbuj zrobić coś co... - zastanawiam się jak to powiedzieć. - Coś co pomoże ci odreagować? - proponuje. - Jeśli nie mam na coś wpływu to próbuje... - Spinam się bo to co chcę powiedzieć jest osobiste. Nie, nie dam rady tego powiedzieć. Pośpiesznie znajduje odpowiednie słowo. - Odreagować. - Kiedy to kończę myślę o dzisiejszym koncercie, podobało mi się ale... Nie umiem odnaleźć się w takiej atmosferze.
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
Kiwam lekko głową
- Nie wiem. To dla mnie nowa sytuacja. - Śmieję się niezręcznie.- Z resztą... jakbym miał odreagować? Niektórzy mogą sobie pracować w Agencji, inni mają talenty, ja mam muzykę, ale aktualnie nie mogę nawet patrzeć na piosenki. - Przewracam lekko oczami, uśmiechając się krzywo. Siadam z powrotem na łóżku, opierając łokcie na kolanach, a brodę na dłoniach.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Milczę przez dłuższy czas, pozwalając mu pomyśleć. Potem jednak się odzywam, a słowa zaskakują mnie.
- Może przychodząc tutaj... Odreagowałeś? - pytam bardzo niepewnie, przez cały czas siedząc na podłodze w bezruchu. Ze stresu zaciskam dłonie na kolanach, aż kostki mi bieleją. Kątem oka zauważam ruch na płótnie.
O nie, nie, tylko nie to. Kiedy jednak odwracam głowę ptak nieruchomieje. Wlepiam wystawiony wzrok w obraz, zastanawiając się czy Chris to zauważył.
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
Otwieram szerzej oczy, gdy widzę poruszenie na obrazku.
- Chyba jestem bardziej pokręcony, niż myślałem - mruczę.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Ledwo znajduje siłę aby się odezwać.
- Raczej nie - mówię cicho, uśmiechając się nerwowo. - To pewnie zmęczenie - dodaje wracając spojrzeniem do chłopaka.
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
Kręcę szybko głową.
- Nie, nie. To na pewno się poruszyło. - Przyglądam się rysunkowi. - Wiercipięta... - mruczę pod nosem. Unoszę lekko brwi i uśmiecham się szeroko, gdy odwracam się do Tessy. - Wait a minute. Ty jesteś jedną z nich! Prawda?
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Cała czerwienieje. Czuję mrowienie na całych dłoniach, a nawet na przedramionach. Chowam ręce za plecy.
- Ja... - mówię drżącym głosem, pełnym paniki. - Ja... Nie...
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
Macham lekko ręką.
- Och, spoko. Nie ma się czym stresować. W tajemnicy ci powiem, że mój tata jest Obdarzony. - Marszczę brwi. - W sumie, to większość mojej rodziny jest. Tylko ja jestem kompletnie przeciętny. - Śmieję się żałośnie. - A to... - wskazuję na obrazek - było. GEN. IAL. NE.
Dopiero po chwili zwracam uwagę na dziwną przypadłość u Tessy - brak rąk. Mrugam kilka razy.
- Masz... moc mojego taty?
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Reakcja Chrisa mnie bardziej dziwi niż stresuje dlatego nieco się rozluzniam i moje ręce przestają być niewidzialne. Biorę drżący oddech. Zerkam na dłonie.
- Twojego taty? - pytam z mało u mnie spotykaną ciekawością.
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
- Mhmm - mruczę, kiwając głową. - No... to znikanie. Choć on bardziej się wtapia w otoczenie. I to z ubraniami włącznie. - Śmieję się lekko, widząc jej zarumienioną twarz. - Jesteś tutaj krótko, ale może słyszałaś o gościu, którego nazywają Fade?
Przez chwilę analizuję słowa, które powiedziałem. Uderzam się dłonią w czoło.
- Super. Chyba nie powinienem tego mówić - burczę.
Poczułem się na tyle swobodnie, żeby wydać taką tajemnicę? To było chyba bardziej lekkomyślne, niż wszystko co do tej pory zrobiłem. Przygryzam lekko wargę. Ale... to jest Tessa. Nie powie nikomu. Prawda...?
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Julia: ONA NIE MA KOMU POWIEDZIEĆ
Kręce głową. To za dużo dla mnie. Żołądek minie boli i mam ochotę zapaść sie pod ziemię. Ledwo kontaktuje, kiedy atak paniki powraca. Tym razem jednak to Wiercipięta wykorzystuje sytuację. Jednak teraz przestaje się nim interesować.
- Ufasz mi? - pytam zdziwiona, marszczac delikatnie nos. Nawet nie musi mi odpowiadać, jego wcześniejsze słowa mówią za siebie ale mnie i tak to dziwi.
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
Przejeżdżam dłonią po karku nieco speszony.
Czy jej ufam?
Chyba... tak. Nie wiem czemu. W sumie... Nie powiedziałbym tego Jud, choć znam ją dłużej i więcej czasu z nią spędzam, niż z Tessą. Pomijając oczywiście fakt, że Tessa mało z kim spędza czas w ogóle.
- No... właściwie to wychodzi chyba na to, że tak - mamroczę. - A co? Nie powinienem? - Uśmiecham się lekko.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Wzruszam ramionami i podnoszę się z ziemi. Nieco spięta siadam obok Chrisa.
- Nie mam pojęcia - mówię, a.moje serce bije jęk szalone. Pierwszy raz od bardzo dawna czuję się jak okropny kłamca. Zaufać komuś kto ci nie ufa.... Ja nie ufam nikomu. Wzdrygam się lekko. Mam ochotę aby cofną te słowa. Chcę cofnąć pytanie i nie wiedzieć o tym. Kłamczucha.
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
Uśmiecham się krzywo, obracając głowę w jej stronę.
- No cóż. Ja mam wrażenie, że mogę ci zaufać. Choć najpierw ty chyba powinnaś zaufać sobie - mówię.
Przyglądam się jej przez dłuższą chwilę. Lubię się jej przyglądać. Ma naprawdę ładne oczy. Tylko takie przerażone.
Przerażone oczy...
O matko, Kit. Nawet nie zwróciłem uwagę na to, że tak blisko niej siedzę.
- Oki, oki, przestrzeń osobista, rozumiem. - Powstrzymuję uśmiech, gdy widzę jak wstrzymuje oddech.
Śmieję się lekko, choć troszkę nerwowo i odsuwam się troszkę.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline