Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Po chwili ktoś-coś z niewyobrażalną siłą, zrzuca z mnie tą okropną kreaturę. Przełykam ślinę, podnoszę się do pozycji siedzącej i odsuwam się aby znowu plecami dotykać drzewa. Mam ubranie w strzępach i podrapane do krwi do ramionami. Patrzę w górę aby zobaczyć twarz swojego wybawiciela i zamieram. Leon.... Przykrywam dłońmi usta gdy widzę, że się w coś zmienia...
Offline
Ryczę jeszcze głośniej, gdy widzę jak stworzenie prostuje się, lecz po chwili kuli i... odchodzi? Jak nigdy nic. Opieram się rękoma o kolana, jednak nie odwracam do dziewczyny. Oddycham głęboko. Kły ani kolor oczu nie chce zniknąć. Mogłem się domyślić.
Offline
Oddycham z ulgą gdy widzę, że to coś odeszło. Matko ten dzień... to wszystko... to jest naprawdę nie do wiary. Nie do wiary, że to się dzieję naprawdę. Uratował mnie. Leon mnie uratował. Ocieram z policzka łzy. Musiały mi polecieć gdy ten stwór mnie zaatakował.- Dziękuje..- szepcę cicho drżącym głosem w stronę chłopaka.
Offline
- Idź. - warczę. To jedyne na co mnie teraz stać. Nie może mnie takim zobaczyć. Nie umiem tego kontrolować. Mogę jej zrobić krzywdę...
Offline
- Nie mogę cię zostawić w takim stanie Nie dam rady.... nie mam siły..- plączę się w słowach. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Offline
- Musisz. iść. - syczę, czując jak pieką mnie oczy. Nie wytrzymam tak dłużej. Lambda musi mi pomóc. Nie dam rady. Nie wierzę, że dam radę.
Offline
Próbuję się podnieść i stanąć na nogach ale niestety znowu się odsuwam pod drzewo. Auć musiałam skręcić kostkę, gdy to coś mnie powaliło.- Nie mogę, skręciłam kostkę.- przegryzam wargę zdezorientowana.
Offline
- Proszę. - tym razem szepczę i próbuję kolejny raz unormować oddech. Przeklinam się w myślach. Czemu nie wróciłem prosto do domu? Mogłem ugryźć się w język i stłumić przeraźliwe krzyki Emmy...Mogłem, ale tego nie zrobiłem. Cholera.
Offline
O mój Boże, on nie może tego kontrolować, a ja nie mogę się ruszyć z miejsca.- Nie mogę cię zostawić w takim stanie..- mówię cicho tylko to co już od jakiegoś czasu przebiegało mi przez myśl.- Wierzę, że dasz radę. Spróbuj myśleć o czymś miłym.- proponuję cicho. Nie wiem czemu to robię. Powinnam uciekać jak najdalej. Powinnam użyć mocy.. Ale nie wiedzieć czemu, nie chcę. Chcę zostać..
Offline
- To nie takie proste. Może ci się stać krzywda. - wydmuchuję powietrze. Pazury zniknęły. Na szczęście głód się nie odzywa... Na razie. Nie chcę jej zabić.
Offline
- Wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze.- powtarzam cicho jak mantrę.Wycieram ślad tuszu do rzęs, spod oczu. Chciałabym go dotknąć.. przytulić. Ale wiem, że nie mogę. To nie pomoże a nawet pogorszy sytuację. Przestraszę go, a tego nie chcę..
Offline
Czuję, jak kły powoli wracają na swoje miejsce. Delikatnie nawet się uśmiecham. Dałem radę. Dałem.
Unoszę głowę, prostując się i odwracając w stronę Emmy. Widzę jej wyraz twarzy. Kolor oczu jeszcze nie zniknął. Zaciskam powieki i przekręcam głowę w bok.
Offline
- Wszystko jest dobrze... nie musisz się odwracać.- mówię z nieco większą pewnością i zerkam na swój podarty strój, rozczochrane włosy i ramiona całe w krwi. Tata zejdzie na zawał jak zobaczy mnie w takim stanie.
Offline
Otwieram szerzej oczy.
- Nie... nie boisz się? - pytam.
Offline
- Ciebie? Niee..- kręcę głową.- Uratowałeś mnie.- uśmiecham się słabo i patrzę na swoje paznokcie.
Offline
Zamykam powieki. Otwieram je i czuje, jak żółty kolor zniknął. Udalo mi się. Udało!
Mam ochotę skakać z radości po tym, jak udało mi się powstrzymać przemianę.Leczz tłumie uczucie radości i zacisam szczękę. Widziała mnie. Widziała.
- Obiecaj... - zaczynam podchodząc do dziewczyny wolnym krokiem. - Obiecaj, że nikomu nie powiesz tego, co tu widziałaś. - błagam, łapiąc ją za dłonie. - Proszę. - Głos mi drży.
Offline
- Obiecuje, nikt się nie dowie. - mówię i otwieram szerzej oczy gdy on mnie dotyka. On mnie dotyka. Mrugam rzęsami.- To będzie nasz sekret.- kiwam głową.
Offline
Kiwam nerwowo głową.
Łapie ją za ramiona i przez chwilę mam ochotę ją prxytulić.
- Ufam ci. ,- Nie wierzę, że to mówię. Nie wierze... aczkolwiek boje się, że to prawda.
Offline
Boże to jest sen.... To musi być sen... To jest zbyt nierealne. Leon mnie dotyka, nie uciekł, uratował mnie, ufa mi. Już nawet zapominam o tym, że mam całe poronione i w krwi ramiona. Przełykam ślinę, nie wiedząc co odpowiedzieć na to wyzwanie. - To dobrze... bo ja tobie też.- mówię w końcu.- Tata nie może mnie zobaczyć w takim stanie...
Offline
Potakuję głową i dopiero teraz patrzę w jakim stanie jest Emma.
Patrzę z góry do dołu na jej ubranie. Żółta bluzka... strzępy żółtego materiału wiszą na cienkich niteczkach, tak, że widać bieliznę dziewczyny. O spodniach lepiej nie mówić...
Jej ramiona są całe we krwi i zadrapaniach. Ma opuchniętą kostke. A z tyłu rany na głowie cieknie krew...
Offline
Spoglądam na swój strój i przegryzam wargę. Mam zadrapania nawet na twarzy więc nie widać, że zarumieniłam. Gdy poczułam, że mnie lustruje wzrokiem, zwróciłam wzrok na dół, na trawę z kropkami mojej krwi w miejscu w którym leżałam.
Offline
Kręcę głową. Przeklinam sie w myślach za to, co mam zamiar zrobić. Zdejmuje kurtkę, którą zakładam na ramiona dziewczyny, a następnie rwę t-shirt. Kawałkami materiału owijam kostje dziewczyny i Ranę z tyłu głowy.
Offline
Otwieram szerzej oczy. Co on robi? Mrugam rzęsami. Nie wiem co na to powiedzieć. Zatkało mnie. Zerkam na niego i powstrzymuje ciche westchnienie. Matko ale on jest umięśniony...
- Zabierz mnie do siebie do domu.- mówię szeptem i przymykam oczy.
Offline
Zaciskam wargi. Powinienem ją tutaj zostawić. W ogóle nie powinienem tutaj przychodzić.
Jest jeden sposób by ją szybko zabrać do domu. Ale tego nie zrobię. Nie odważę się. Po prostu nie mogę.
Czuje jej błagalny wzrok na sobie.
Cholera. Nie tak to miało wyglądać.
Przez dłuższą chwilę bije się z myślami.
Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, zeprzygryzam warge, aż do krwi.
Wreszcie spoglądam na Emme i patrze niedowierzającym wzrokiem.
Wzdycham i powoli łapie ją pod kolana i biorę na ręce.
Cholera. Jakie to dziwne uczucie trzymać czyjeś życie w rękach. Można z nim zrobić co tylko się chce bez konsekwencji. Można by zabić...
Potrząsam szybko głową, wyrzucając czarne myśli. Co ja robię?
Czuję, jak moje oczy zmieniają znów barwę.
Zaczynam panikować.
I biegnę. Biegnę przed siebie, zapominając o wszystkim. Nawet o istocie w moich ramionach, która jest zależna ode mnie całkowicie.
Zaciskam szczękę, czując jak zaczynają się wysuwać kły.
Słyszę, jak przez jej żyły przepływa krew... Jak pulsuje...
Zamykam powieki, próbując się opanować. Niezbyt działa...
Boje się. Boje się, że coś jej zrobię.
Zaczynam działać natychmiastowo.
Przystaje tuż przy jakiś domkach.
Puszczam dziewczynę na ziemię, odwracając się.
- Więcej mnie nie zobaczysz. - rzucam za nim jakiś mężczyzna wychodzi z domu i krzyczy coś do Emmy.
A ja w mgnieniu oka znikam. Znów przegrałem.
Offline
Jestem tak wściekły, że prawie się cały trzęsę.
- Szmata - mruczę pod nosem.
Mogła mi powiedzieć, że już nie chce ze mną być. Ale nie. Nie! No bo po co, prawda?! Wybiegając ze szkoły i trzaskając niemalże drzwiami, czuję się prawie jak Drama Queen.
Prawie wpadam na osobę, która stoi na schodach. Poważnie? Jeszcze tego, cholera brakowało. Mam ochotę coś burknąć, ale wtedy widzę, kto to jest.
- O. Cześć, Tess - mówię nieco zaskoczony, nie swoim głosem. Staram się zachować spokój i uśmiecham się krzywo, co nie bardzo mi wychodzi.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline