Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Patrzę na nią udawanym, groźnym spojrzeniem.
- Jeśli właśnie kwestionujesz moje zdrowie psychiczne to uważaj, bo latarnia dostanie na imię Tessa. I w ten sposób zostaniesz moją ulubioną lampą. - Wybucham niekontrolowanym śmiechem. - O nie... To tak bardzo źle zabrzmiało... - Kręcę głową rozbawiony, po czym dodaję już na poważnie - nie. To był dobry pomysł. W sumie już nawet nie jestem jakoś specjalnie zły. Chyba będę umiał w końcu trzeźwo o tej całej sytuacji pomyśleć. Dzięki, Tess.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
- Nic nie zrobiłam - zaprzecza cichym głosem. - Oprócz tego, że zostałam latarnią... - dodaję nieco zażenowana. Skręcamy w moją ulicę.
Nadzieja, która nie chce być nazywana naiwnością.
Naiwność, która uporczywie pragnie być nadzieją.
Offline
- To do zobaczenia, Tessa! - Wołam w stronę latarni, zanim zdążymy skręcić. Rozglądam się po uliczce. - No no. Poczułem się jak gentelman, odprowadzając cię pod dom. - Śmieję się.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Wracam z zakupów. Wsiadam z samochodu w momencie kiedy, Tessa zatrzymuje się niedaleko mnie z jakimś chłopakiem. Właściwie to przez chwilę się zastanawiam czy to nie Judith ale ona przecież przefarbowała włosy.
Dziewczyna spostrzega mnie, a ja do niej macham i uśmiecham się. Zastanawia mnie tylko czemu znów wraca tak wcześnie.
Offline
Tessa macha do jakiejś kobiety na podjeździe. Idę wzrokiem za jej spojrzeniem.
- Po włosach wnioskuję, że to twoja mama. No i po tym, że wysiada pod twoim domem. Chyba, że to złodziejka, która się pod nią podszywa. - Kręcę głową. - Czasem zadziwiam sam siebie swoją głupotą.
Idę z Tessą w stronę domu i przechodzimy przez bramę.
- Dzień dobry, pani Branwell! Odstawiam Tessę całą i zdrową do domu. Nic się jej nie stało. Tylko moje czoło ucierpiało - mówię radośnie, co nie pasuje do ostatniego zdania.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Czuję się nieco zdezorientowana. A Tessa wygląda na bardzo zawstydzoną ale nie widzę w niej strachu i od razu czuje sympatię do tego chłopaka.
- Dzień dobry... - odpowiadam i zaczynam mu się przyglądać.
Tessa mówi cicho "Chris". Jak by się bała tego imienia. Znów się wycofuje.
- Dzień dobry, Chris - powtarzam. - Miło z Twojej strony, że odprowadziłeś ją do domu... Szkoda tylko, że kończyć lekcje dopiero za godzinę - ostatną cześć zdania mówię nieco karcąco, zerknąć na ich dwoje.
Offline
Czuję się nieco zakłopotany, ale zaraz się uśmiecham.
- Och. Tessa była zwolniona. To znaczy będzie zwolniona. Pani się nie martwi, ja to załatwię. - Śmieję się lekko. - To moja wina. Tessa eee chciała mi pomóc.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Gdyby nie moja córka która nie potrafi kłamać mogła bym uwierzyć w wersję Chrisa. Widzę jednak na jej twarzy zaskoczenie po słowach chłopaka.
Postanawia jednak tego nie ciągnąć aby Tessa się nie zdenerwowała.
- No dobrze, jestem skłonna uwierzyć w twoją wersję - mówię rozbawionym tonem. - Może chcesz wejść? - pytam z uśmiechem, dostrzegam jednak zakłopotanie w oczach córki, wydaje się jak by sama nie do końca wiedziała co ona robi w tej sytuacji. Zerkam na Chrisa wyczekujaco. Kiedy tak na niego patrze mam wrażenie że kogoś mi przypomina. Uśmiecham się sama do siebie kiedy stwierdzam, że jest podobny do Matta. Tyle że charakter i wygląd bardzo od siebie odbiegają. Chyba dlatego wcześniej tego nie zauważyłam.
Offline
Przejeżdżam dłonią po karku.
- Z chęcią bym został, ale chciałem odwiedzić dziadka, a stąd do Reynolds Consolidated jest kawałek drogi. - Przewracam oczami, ale orientuję się, że to niezbyt grzeczne w stosunku do matki Tessy. Robię się trochę czerwony.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Kiwam głową. Jestem chyba nieco zawiedziona... Chciałam mieć nadzieję, że to syn Matta. Miło by było znów go zobaczyć... Po tylu latach. Ale słowa chłopaka sprowadzają mnie na ziemię. Rodzice Matta nie żyją.
- Jasne - potakuje. - Miłego dnia - żegnam chłopaka. Pp
Offline
Uśmiecham się głupio.
- Tess, jakbyś mogła przekazać Jud, że zakład aktualny i że przyniosę te skrzypce, to byłoby super. Pozdrowię od ciebie latarnię. - Śmieję się lekko, zerkając na panią Branwell. - Przepraszam. Wiem, jak to wygląda, ale ja naprawdę jestem zdrowy na umyśle. To w takim razie do widzenia.
Zastanawiam się przez chwilę, co powiedzieć na pożegnanie do Tessy, żeby się nie wystraszyła.
- Ja... no dzięki, za to po szkole. Spacer był dobrym pomysłem. - Tym razem szczerze się uśmiecham. Odsuwam się na krok i mrugam do niej, salutując. - Lawler się wymeldowuję!
Macham jej i ruszam w stronę Reynolds Consolidated.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Teraz stoję zdezorientowana i patrze jak chłopak znika z mojego pola widzenia.
- Mamo... - mruczy cicho Tessa. - Pomóc? - pyta spokojnie. Wnioskuj, że pyta o zakupy więc odpowiadam tak.
- Ty i Judith chodźcie razem z nim do klasy? - dopytuje wchodząc do domu. Nie mogę poskładać tego w logiczną całość...
Offline
Idę razem z Emmą na kolejną wizytę lekarską. Nadal nie mam pojęcia skąd wzięła się ta dziewczyna i chłopak, ale wiem że nie powie mi. Prędzej Mirage.
- Jak tam w liceum? - pytam.
Offline
- Cudownie, szczególnie że mam mnóstwo zaległości po tym jak spędziłam cały tydzień w łóżku.- wzdycham. Matko minęły już 2 tygodnie od tego wszystkiego co się działo... A ja nadal nie mogę zapomnieć i się otrząsnąć . Zdaję sobie sprawę, że po tym mogę już nigdy więcej nie zobaczyć Leona i to jest chyba najgorsze.. Byłam kilka razy pod jego domem jak wracałam z szkoły z koleżankami ale dom wyglądał na opuszczony.
Offline
- Dasz radę. Chyba nie jest aż tak źle. Znaczy... słyszałem, że maturzyści mieli teraz próbne egzaminy, więc chyba nie byliście wtedy w liceum? - Marszczę brwi i idę dalej.
Offline
- Nie wiem, szczerze szkoła mnie najmniej w sytuacji obecnej obchodzi.- mówię i wzruszam ramionami. Szczerze martwi mnie tylko jedna rzecz a może raczej osoba sama nie wiem...
Offline
- Chyba nie martwisz się tymi... osobami? - krzywię się.
Gdybym je teraz widział to z pewnością nie miałbym wyrzutów z powodu ich śmierci.
Offline
Wzdycham ciężko ale postanawiam milczeć. Nie mam ochoty rozmawiać o tym z ojcem. Nie teraz...
Offline
- Dobra, nieważne. Robię się chyba przewrażliwiony. - Mruczę pod nosem i idziemy w ciszy.
Offline
Gdy wychodzę z jednej z alejek widzę mojego ulubionego blondyna. Wieki go nie widziałam... A może zrobię sobie z nim kolejne dziecko? Zobaczymy. Zauważam idącą obok nieco blondynkę, widzę, że nas kochaś leci na coraz młodsze.
- Czeeść Alex moje słoneczko.- podchodzę do niego i uśmiecham się szeroko grzebiąc w torebce za eliksirem miłosnym.
Offline
Za pierwszym razem myślę, że się przesłyszałem.
Za drugim, że to jakiś sen.
Za trzecim dociera do mnie, że to nie sen.
A za czwartym, że stoi przy mnie cholerna wariatka.
- Emma, chodźmy lepiej inną drogą. Może się okazać, że spotkamy tu więcej pijanych czy nawiedzonych osób. - Stwierdzam, a właściwie to prawie warczę.
Offline
- Oo nowa partnerka? Łaadna. Widzę, że gustujesz w coraz młodszych. Cóż starość nie radość.- chichoczę.
Offline
- To moja córka, Daisy. - Gromię ją wzrokiem i naprawdę mam ochotę zabić. - Wracaj do swojej pieprzonej Wróżkolandii.
Offline
- Ooo twoja córka? Oo czyli też moja! Jak cię miło poznać kochanieńka.- nadal chichoczę.- Być może cię zasmucę Pierniczku bo na razie tutaj zostaje...
Offline
- To nie jest twoja córka i nigdy nią nie będzie. - Syczę. - Chodź, Emma.
Offline