Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Ja zniknę za miesiąc, czy dwa - przewróciłam oczami. - Gwiazda pewnej nocy zaświeci w innym miejscu i dopiero za rok znów mnie zobaczysz... - ja bym ciebie wolała nie oglądać już ani razu.
Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Offline
Uśmiecham się krzywo, patrząc w jej stronę.
- W takim razie to brzmi trochę jak wyzwanie. Czy Wega wytrzyma dziennie kilka godzin z Noahem? Gdyby nie to, że trochę nie potrzebujesz pieniędzy, to bym się z tobą założył.
Don't depend too much on anyone in this world.
Even your own shadow leaves you when you're in darkness.
Offline
- Odpowiedź brzmi: Wega nie wytrzyma kilku godzin z Noahem i w końcu cię zabije - spojrzałam na niego spode łba.
Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Offline
- Dodaj jeszcze do odpowiedzi "o ile Noah da się zabić" i będzie idealnie - mówię z przesadnym entuzjazmem. Opieram się znowu o drzewo i patrzę na Reynolds Consolidated. - Następnym razem przyniosę ci jakiś dobry alkohol, żebyś trochę wyluzowała.
Don't depend too much on anyone in this world.
Even your own shadow leaves you when you're in darkness.
Offline
- Nie piję alkoholu - odpowiadam automatycznie zaciekawiona jednak inną częścią jego wypowiedzi. - Nie można Cię zabić...?
Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Offline
Kręcę głową.
- Nie, nie. Zabić można. Ale nie na długo. - Wzruszam ramionami. - Powiedzmy, że mam dobre geny.
Don't depend too much on anyone in this world.
Even your own shadow leaves you when you're in darkness.
Offline
- Co?! Ale jak to możliwe? I jak to nie na długo - pytam coraz bardziej tym zafascynowana. Tym. Nie nim.
Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Offline
Zastanawia mnie, dlaczego do tej pory mnie nie zabiła. Powtarzam sobie w myślach wszystkie jej słowa.
No jasne. Ale ze mnie idiota.
Opieram łokieć o kolano, a twarz na dłoni.
- Mój ojciec jest pierwszym nieśmiertelnym w mojej rodzinie. Zginął na bitwie podczas wojny secesyjnej, ale po... - marszczę brwi - tak szczerze nie wiem, po jakim czasie powrócił do życia, ale powrócił. Dzieci nieśmiertelnych z reguły po prostu dłużej żyją. Moja siostra zmarła mając 150 lat. Rzadko kiedy zdarza się taka anomalia, żeby dziecko nieśmiertelnego było nieśmiertelne. - Rozkładam ręce. - Ta daa. Witamy anomalię. Umarłem już ze trzy razy, z tego co pamiętam.
Don't depend too much on anyone in this world.
Even your own shadow leaves you when you're in darkness.
Offline
- Czyli... jako nieśmiertelny... nie mogę Cię nawet zabić...?! - jęknęłam szczerze niezadowolona z takiego obrotu spraw
Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Offline
Patrzę na nią szczerze rozbawiony jej niezadowoleniem.
- Szczerze, nie masz nic ciekawszego do roboty, niż zabijanie facetów? Są naprawdę lepsze zajęcia. I mniej brudzące krwią.
Don't depend too much on anyone in this world.
Even your own shadow leaves you when you're in darkness.
Offline
- To w pewnym sensie mój obowiązek. Morduje wszytkich mężczyzn których uwiedzie moja siostra. Tak jest od wieków i weszło mi to w nawyk - wzruszam ramionami niby obojętnie.
Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Offline
Marszczę lekko brwi.
- Czyli powinienem czuć się wyjątkowy, skoro mnie też chcesz zabić?
Don't depend too much on anyone in this world.
Even your own shadow leaves you when you're in darkness.
Offline
- Co!? Nie! Po prostu nawet nie poznałeś mojej siostry, a póki co tylko mnie wkurzasz - warknęłam zła.
Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Offline
Uśmiecham się krzywo.
- Powinnaś zaznajomić się z terminami "ironia" i "sarkazm", W. - Wzruszam lekko ramionami. - I jakoś mi się nie spieszy do poznawania jej.
Don't depend too much on anyone in this world.
Even your own shadow leaves you when you're in darkness.
Offline
- Nie mam zamiaru się z niczym zaznajamiać. Nie zakłócał spokoju ponad 2000 lat... - mruknęłam. - I nie nazywaj mnie "W". Mam na imię Wega, a nie litera "W".
Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Offline
Kiwam głową.
- Fakt. "W." brzmi uroczo, więc tak jakby nie pasuje. - Opieram głowę i zamykam oczy. - To była rada, nie rozkaz. Nie bądź już taka delikatna.
Don't depend too much on anyone in this world.
Even your own shadow leaves you when you're in darkness.
Offline
Przewracam oczami.
- Nie jestem delikatna. Na pewno nie dla Ciebie - Matko, co za irytujący człowiek.
Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Offline
Przewracam oczami.
- Nie o to mi chodziło. Mam na myśli, że wszystko cholernie bierzesz sobie do siebie.
Trochę jak obrażona pięciolatka. Ale tego już wolę nie dodawać. Kątem oka zerkam na zegarek.
Don't depend too much on anyone in this world.
Even your own shadow leaves you when you're in darkness.
Offline
Zaciskam zęby. Nie moja wina, że nie umiem się zachować w obecności drugiego człowieka, którego nie muszę zabijać. A nie, jak mnie wkurwi jeszcze trochę to na pewno go zabiję.
- Niezmiernie mi przykro - burknęłam tylko.
Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Offline
- Mi też - mówię szczerze.
Podnoszę się z ziemi i otrzepuję spodnie.
- Myślę, że na dzisiaj możemy skończyć z uspołecznianiem cię, W...ego. - Wyciągam kluczyki. - W takim razie do jutra. Chyba.
Don't depend too much on anyone in this world.
Even your own shadow leaves you when you're in darkness.
Offline
- A więc mnie uspołeczniasz? Powodzenia - przewróciłam oczami i znów zamknęłam powieki. Prostując się ponownie skupiając.
Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Offline
Uśmiecham się pod nosem, kręcąc głową. Zakładam kask na głowę, wsiadam na motor i odjeżdżam.
Cholera. Sam już nie wiem, czy bardziej mnie wkurza, czy intryguje.
Don't depend too much on anyone in this world.
Even your own shadow leaves you when you're in darkness.
Offline
Ona jest wkurzająca a nie intrygująca /wywraca oczami/
"Bring me the night, tell me it's near
Give me the chance to pretend that you're here"
Offline
Przed spotkaniem Wegi i raczej przed spotkaniem Melissy
a wrzucę wam obrazka, bo czemu nie :")
Światła miasta kojarzyły mu się z gwiazdami. Wyglądały tak, jakby ktoś obrócił cały świat do góry nogami i sprawił, że niebo znalazło się prawie pod jego stopami obutymi w czarne, skórzane Martensy. Daleko, daleko w dole. Wystarczyłoby odepchnąć się lekko od krawędzi i spadłby niczym kamień rzucany z mostu do wody.
Uwielbiał te chwile, gdy mógł patrzeć na to wszystko z góry. Cholernie uwielbiał.
W takich momentach czuł się na swoim miejscu: z daleka od zgiełku Insolitam, w samotności, słysząc tylko i wyłącznie szum wiatru. Jedną nogę podniósł znad przepaści i postawił bezpiecznie na ziemi obok siebie tak, że kolano miał praktycznie pod brodą. Ugasił tlącego się papierosa i wrzucił go w przepaść, obserwując, jak spadał i spadał, aż w końcu zniknął z jego pola widzenia.
Znalazł to miejsce kilka dni po tym, gdy się tu sprowadził. Był to jednocześnie dzień, w którym zrozumiał, że to najgorszy pomysł, na jaki mógł wpaść. Chciał uciec. Wrócić tam, skąd przybył. Albo znaleźć się po prostu jak najdalej stąd. Zgubił się. Wjechał nie tam, gdzie trzeba.
Tak wylądował na klifie.
Widział całe miasto. Ogromne drapacze chmur mieszały się z blokami i mniejszymi domkami w jedną całość, która stawała się plątaniną świateł. Światła. Do tego się to wszystko sprowadzało. Mógłby godzinami patrzeć na jarzącą się plamę budynków.
Tutaj był ponad wszystko. Problemy, które wewnątrz miasta wydawały się mu takie przerażające i ogromne, w tym miejscu wyglądały na błahe. Były częścią czegoś większego. Na skalę takiej metropolii, gdzie w gruncie rzeczy wszyscy byli anonimowi, one naprawdę nie miały większego znaczenia. Patrząc z zewnątrz rozumiał, że ta wielka plama światła mieściła w sobie tyle spraw różnych ludzi, że jego były niczym w porównaniu do tego ogromu.
Przymknął na chwilę oczy, pozwalając sobie na moment wytchnienia. Chciał wyrzucić z głowy wszystkie myśli i pobyć w ciszy, zarówno tej zewnętrznej, jak i wewnętrznej. Zbyt dużo myślał. Brakowało mu spokoju. Sam sobie mącił w głowie i nie pozwalał na milczenie i harmonię.
– Cholera jasna – mruknął pod nosem, otwierając na powrót oczy.
Don't depend too much on anyone in this world.
Even your own shadow leaves you when you're in darkness.
Offline
Pojawiam się jak każdej nocy i natychmiast wyczuwam, że nie jestem sama.
- Noah... - warknęłam. Oto jak schrzanić sam początek wieczoru.
Co prawda rozkoszowanie się teraźniejszością jest sztuką, którą bardzo niewielu ludziom udało się opanować. Większość albo boi się przyszłości, albo rozpamiętuje przeszłość.
Offline