Eliminacje. To już nie zabawa. W pogoni za władzą i miłością wszyscy są zdolni do najróżniejszych czynów. Nie zawsze są one dobre. Czasem w człowieku budzą się najgorsze instynkty...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Rozbawiony pokiwałem głową rozbawiony.
- Taak... o ile się zorientowałem to jedno z dzieciaków złamało koleżance Oliviera kredki i ten domagał się sprawiedliwości w dość niekonwencjonalny sposób - wyjaśniłem.
Z tego, co wiemy, dziewięć na dziesięć rodzajów działania doprowadzi do tego samego przeznaczenia.
Offline
Uniosłem brwi rozbawiony - Niekonwencjonalny?
'Cause even the stars they burn
Some even fall to the earth
We've got a lot to learn
God knows we're worth it
Offline
Otwieram drzwi nieco zbyt gwałtownie i prawie odbijają się od szafki. Syczę cicho.
- Praszam, panie Sh. - Marszczę lekko brwi. - I znowu zapomniałem zapukać.
Przechylam lekko głowę rozbawiony, gdy widzę, kto siedzi w gabinecie.
- O. Mój prawie kuzyn!
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Naprawdę!? Dziś kiedy nie jestem w forumie?!
- Ehh Chris, możesz usiąść spokojnie? Staram się rozmawiać - poprosiłem pocierając skroń.
- Na czym to... A tak. Olivier chciał by chłopiec oddał dziewczynce kredki, a tamten zaczął bójkę, a Olie twardo twierdzi, że to była tylko obrona... - skończyłem wyjaśniać.
Z tego, co wiemy, dziewięć na dziesięć rodzajów działania doprowadzi do tego samego przeznaczenia.
Offline
Przekrzywiłem głowę - To źle?
'Cause even the stars they burn
Some even fall to the earth
We've got a lot to learn
God knows we're worth it
Offline
Przewracam oczami. Świetnie. Sheppard nie jest w humorze. Podchodzę do półki i zaczynam przeglądać książki. Nudzi mi się to po chwili i siadam w fotelu, próbując się na czymś skupić. Po dłuższym wyczekiwaniu, opieram głowę o oparcie i zamykam oczy, przysłuchując się rozmowie.
- Dzieciak walczy o swoje - mamroczę.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Weschnąłem.
- Jest złe i jednocześnie nie. Obecnie, jest zagrożeniem dla innych dzieci, mogą się do zacząć bać. Natomiast w przyszłości taka umiejętność jak walka o swoje będzie dla niego bardzo ważna. Jednak mam nadzieję, że rozumiesz przerażenie dyrektorki przedszkola - kwituje
Z tego, co wiemy, dziewięć na dziesięć rodzajów działania doprowadzi do tego samego przeznaczenia.
Offline
Poważnie, chyba zaraz tutaj zasnę. Wyciągam telefon i wysyłam smsa do Flo. Na którego oczywiście nie odpisuje. Ostatnio za dużo czasu spędza z tym całym Noelem. "Przyjaciele". Prycham pod nosem cicho, żeby nie przeszkadzać, po czym zaczynam bombardować ją smsami z przypadkowymi literkami.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Kiwnąłem głową - Oczywiście rozumiem, pogadam z nim - odpowiedziałem poważnie, ale w duchu tłumiłem śmiech. Mały skurczbyk.
'Cause even the stars they burn
Some even fall to the earth
We've got a lot to learn
God knows we're worth it
Offline
Kiwam głową i dopiero teraz docierają do mnie słowa Chrisa, kiedy wszedł do mojego gabinetu.
- Jesteście "prawie kuzynami"? - powtarzam patrząc to na Alarica to na Christophera.
Z tego, co wiemy, dziewięć na dziesięć rodzajów działania doprowadzi do tego samego przeznaczenia.
Offline
Przewracam oczami. Nuuuda. Przecież to normalne, że dzieci się biją w przedszkolu. Przejdzie mu.
- Why'd you only call me when you're high? - Podśpiewuję pod nosem.
W końcu dostaję wkurzoną wiadomość od Flo. Dzięki Bogu nie istnieją wyjce z Harry'ego Pottera. Flo byłaby gorsza niż Molly Weasley.
Mrugam kilka razy, dopiero po chwili orientując się, że Sh. coś powiedział.
- A no tak. Mamy jednego dziadka. Choć nie mamy. Ale mamy.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
- Ahm... no dobra, mam czasami wrażenie, że to liceum to jedna wielka rodzina - westchnąłem i wstałem z fotela by zrobić sobie kawy. Kawy. Matko, naprawdę jestem nienormalny. Otrząsam się szybko.
- A Ciebie co do mnie sprowadza panie Lawler?
Z tego, co wiemy, dziewięć na dziesięć rodzajów działania doprowadzi do tego samego przeznaczenia.
Offline
Wyszczerzam zęby w uśmiechu.
- Przyszedłem odwiedzić mojego ulubionego pedagoga. - Śmieję się i prostuję w fotelu. - No i mi się nudzi. Chole... Znaczy bardzo.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Marszczę brwi spoglądając na niego.
- A lekcje? - pytam. - O ile jeszcze pamiętam jesteśmy w szkole i jako uczeń powinieneś chodzić na lekcję i odrabiać pracę domowe - przypominam rozbawiony.
Z tego, co wiemy, dziewięć na dziesięć rodzajów działania doprowadzi do tego samego przeznaczenia.
Offline
Wzdycham.
- Panie Sh. Czy pan będąc w moim wieku robił zadania domowe, żeby się nie nudzić? - Unoszę brew. - Przepraszam, ale jeszcze nie zwariowałem. - Mrugam szybko. - No... nie w tym wypadku. W sensie moje szaleństwo idzie w inną stronę.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Pokiwałem głową.
- No tak, może to lepsza droga dla szaleństwa... karty i coli? - pytam o stały zestaw. Staram się ukryć ciągłe wracanie myślami do tego co zaszło w przedszkolu i analizowanie każdej wypowiedzi.
Z tego, co wiemy, dziewięć na dziesięć rodzajów działania doprowadzi do tego samego przeznaczenia.
Offline
- Wiadomka! - Mówię z entuzjazmem, zerkając na karty. - Lubię być przegrywam, signore.
Siadam bliżej Shepparda i wrzucam telefon z wyjcem od Flo do plecaka.
- Ciężki dzień?
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Stawiam mu kubek z Colą wyciągniętej z popsutej mini lodówki, a sam popijam herbatę. Potem sięgam po wysłużone karty i zaczynam je automatycznie tasować.
- Można tak powiedzieć. Dość... nie po mojej myśli, jeśli można to tak ująć - westchnąłem.
Z tego, co wiemy, dziewięć na dziesięć rodzajów działania doprowadzi do tego samego przeznaczenia.
Offline
Wzruszam lekko ramionami.
- Mało co idzie po naszej myśli, co nie? Im szybciej sobie pan uświadomi, że nie ma pan na wszystko wpływu, tym lepiej. - Uśmiecham się krzywo, przyglądając się jak tasuje karty. Świetnie to wygląda w jego wykonaniu.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
Uniosłem brwi.
- Chris, to ja tu jestem pedagogiem - przypomniałem. - W każdym razie wiem, że mało rzeczy idzie po naszej myśli, jednak kilku sprawach osobistych chciałbym sam decydować - westchnąłem. Potem przyjrzałem się nastolatkowi.
- Ty chyba też nie w formie, co nie? - Jeszcze nie rozniósł pokoju swoim entuzjazmem, to dziwne.
Z tego, co wiemy, dziewięć na dziesięć rodzajów działania doprowadzi do tego samego przeznaczenia.
Offline
- Taa... Ostatnio dzieje się sporo rzeczy, które się wcześniej nie działy i przez to czuję się... dziwnie. - Prycham lekko, opierając się bardziej w fotelu. - Rodzice się przeze mnie pospinali, Flo znalazła sobie faceta, z którym nie jest, Mel odwala bardziej niż zazwyczaj. No i mama jest w ciąży - w końcu rozpromieniam się przy ostatnim zdaniu. - Mówiłem to panu? - Macham ręką. - PEwnie mówiłem. Albo nie. Nie pamiętam.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline
- Łoł, twoja mama jest w ciąży? Gratuluję - odsuwam się od własnych problemów. - Chyba, że się nie cieszysz - patrzę na niego spod zmarszczonych brwi.
Potem przypominam sobie o Alaricu i machnięciem ręki zapraszam go na fotel.
- Możesz się przysiąść, urządzam kółko narzekań na życie i przypadki, na które nie mamy wpływu - powiedziałem ze słabym uśmiechem.
Z tego, co wiemy, dziewięć na dziesięć rodzajów działania doprowadzi do tego samego przeznaczenia.
Offline
- Hm? - wyrwałem się z letargu. Jak zwykle w takich momentach myślałem o ojcu. I o... Poczułem, że moje usst robią się czerwone. Odruchowo przejechałem ręką po brzuchu. - Przepraszam, zamyśliłem się
'Cause even the stars they burn
Some even fall to the earth
We've got a lot to learn
God knows we're worth it
Offline
- Łapię, możesz się dosiąść - uśmiechnąłem się lekko do niego. Chyba nie tylko ja dziś jestem zamyślony. Spoglądam zaciekawiony na panów, zastanawiając się co mają ciekawego do powiedzenia.
Z tego, co wiemy, dziewięć na dziesięć rodzajów działania doprowadzi do tego samego przeznaczenia.
Offline
- Cieszę się - odpowiadam, gdy udaje mi się dojść do słowa. - Choć jednocześnie jej współczuję. Albo jemu. Względnie im. - Śmieję się.
Biorę na siebie całą odpowiedzialność. Powiedzmy... dziewięćdziesiąt procent.
Ja nie lubię kotków, dlatego lubię ciuchcie. -kuzyn Naleśnika
Offline